Kły "Taran-Gai" - Recenzja



  Chciałem się za tę recenzję zabrać dużo wcześniej i jakoś się w sobie zebrać nie mogłem. Ale sprawca tego, że jest to u mnie, przekonał mnie, haha. No i tym bardziej, że ten band został zabrany pod skrzydła Pagan Records i wydaje pełniaka, więc może jest warty trochę uwagi? Omawiany tutaj album wyszedł i ujrzał świat za sprawą zina pewnego pozera (pozdro Adi i dzięki!), mianowicie R'lyeh, a dokładniej numeru #13 (szczęśliwie haha). A więc nie ma tutaj żadnych oczotrysków, jest sobie płyta, wciśnięte w cardsleeve, a w środku mamy bookleta z tekstami. Takie typowe "magazynowe" wydanie. Ku mojemu początkowemu przerażeniu, demko to trwa, aż 44 minuty! Myślałem sobie, mam do czynienia z jakimś raw blekiem, czy innym atmo, czy jak to sobie gadają depressive suicidal. No byłem blisko, bo można to podpiąć pod atmo, ale nie takie typowe. Co utrudnia mi (bo kompletnie tego nie znam) ocenienie warstwy lirycznej, nazwy utworów, czy to się wszystko kupy dupy trzyma, ponieważ album inspirowany był serią książek  "Sagi o ludziach lodu".

  Co do wartswy lirycznej, się nie wypowiem, dla mnie to po prostu zbiór grafomaństwa, ale pewnie grzeszę, tym bardziej dla fanów książek. Intro jakie dostajemy na początek, jest to jakiś fragment, przeczytany, który ma tytuł taki sam jak wałek. W nawiasie jest jak mniemam przetłumaczona nazwa "Samoofiarowani". Po takim książkowym akcencie, przechodzimy do samego grania, a jest ono nawet ciekawe. Nie jest to taka typowa surowizna, z którą się spotykam w tego typu produkcjach. Riffy są całkiem nieźle skomponowane, jednak jak na black za "miękkie". Pasują do całego misterium tego materiału. Jest ono budowane na wiele różnych sposobów np. poprzez jakieś powiewy, szmery, szumy, przerwy na granie akustykiem, kolejne cytaty wypowiedziane w sposób jakby duch szeptał do słuchacza. Jest to na prawdę fajne i nawet nie przynudzające. Sam główny trzon wokalny, wyszedł według mnie świetnie. Gość brzmi niczym jakieś widmo, Jego głos jest spychany na drugi plan, tworząc krzyki jakby nadchodzące z oddali i roznoszące się echem pośród, zasugeruje się trochę okładką, pasm górskich. Całość materiału, jeżeli nikt się jeszcze tego nie domyślił, jest mocno melodyjna, co nie każdemu może odpowiadać, ale tutaj ta warstwa melodyczna jak najbardziej pasuje. Ciężko mi się wypowiedzieć o samym klimacie, bo jest inspirowany, ale wydaje mi się, że Pani Magrit Sandemo, byłaby zadowolona. Coś za bardzo chwaliłem, a jeszcze się do niczego nie przypierdoliłem. Perkusja jest tutaj strasznie drewniacka i płaska, momentami nie da się słuchać. Blek tego typu już nas niestety nauczył, że często gary są chujowe albo chujowo zaprojektowane, choć czasem dobrze się bronią. Tutaj nie bardzo, prawdopodobnie przez to, że większość materiału jest dosyć spokojna.

  Kolejny raz miałem przyjemność, a może nie przyjemność, oceniac materiał, w dużej mierze melodyjny. Zapewne nie jest to album, który zostanie przez wielu zapamiętany ani przez odkrywcze granie, które jest po prostu przepełnione różnego rodzaju dopełniaczami, ani przez samą otoczkę tego albumu. Według mnie na początku był skazany na zdobycie przez wąskie grono i zakopany pod ziemią. Jednak jak się okazuje, już pełnoprawnie wydają krążek. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Projekt pomysłowy, może to będzie coś fajnego. Jakby ktoś był zainteresowany, niżej daję maila Adiego. Możliwe, że jeszcze jakieś sztuki zina mu się ostały, także walcie do Niego.

Tracklista:


  1. Taran-Gai (Samoofiarowani)
  2. Mar (Wyroki wichru)
  3. Tun Sij (Przemiany w płomieniach)
  4. Shira (Milczenie wody)
  5. Shama (Kamień wrogiem)
  6. Sarmik (Samotność wilka)
  7. Irovar (Drzewo bratem)
Ocena 3.0/5

Odsłuch:

Do nabycia:
hellishband@o2.pl

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad