Kira "Ancient Lies" - Recenzja



  Gdy dostaję do łapsk taki krążek jak Kira "Ancient Lies", zdaję sobie sprawę, że powinienem częściej ufać wujaszkowi Morgulowi. Spojrzałem na okładkę, na tytuł, myślę, kolejny jakiś blek lub bleko thrash i rzuciłem w kąt zostawiając "na później". Jakież było moje, kurwa, zdziwienie, kiedy puściłem w odtwarzaczu. Co to trio tutaj odpierdala to jest jakiś obłęd, ale może po kolei, bo gadam od rzeczy. Wałek ten ma w sobie, aż 14 utworów, prawdziwej wojennej sztuki, na które się składają niemal 43 minuty prawdziwej wojny. Przez metallum gatunek określany jako black/death, ale ja bym już powiedział, że to war metal pomimo że fani gatunku by mnie za to określenie zjedli. Pierwotnie goście się sami wydali jeszcze w 2017 roku, potem ogarnął im taśmy Till You Fukkin Bleed, aż w końcu CD, już normalnym nakładem, ujrzało światło dzienne, przez nie kogo innego jak Krzysztofa z Tales From Crematoria, a generalnie dystrybucją zajmuje się Morgul z Putrid Cult. Dlaczego to ci, co znają gościa, mogą się domyślić. Muzycy też nie pierwszego grania, więc wybór zdaje się tu być oczywisty.

  Dawno nie miałem przyjemności odsłuchiwać tak szczerej nienawiści. Ten album to istna wojna w dobrym tego słowa znaczeniu. Już pierwszy kawałek "Unleashed Hell" jest jak solidny cios w mordę. Krótki i jakże zabójczy. Riffy są tutaj tak mordercze, jakbym pierwszy raz słuchał takiego gatunku, a perkusja zdaje się być wojenną kanonadą. Jednak, im dalej brniemy w materiał, tym bestialskim ciosom, bardzo często ustępuje tutaj trochę melodyjnych przerywników, po których następuje znów ostre i bez ogródek łojenie. Niby to pasuje, ale mnie już w chuj nie. Nie mówimy o samych instrumentalach, które się tutaj zdarzają w zasadzie co 3 utwory, są to takie około 3 minutowe przerywniki, pozwalające odsapnąć, takie jak "Sadness" czy "Abyss", choć szczerze powiedziawszy, dwa ostatnie są za spokojne jak na całe tempo wałka. I ta zagrywka jest już jak najbardziej okej, za to tych wydłużających melodyjnych przerywników w samych utworach jest za dużo. No, przedobrzyli na tym polu, jak dla mnie. Ale to wszystko na pewno wynagradza nam fakt, że kawałki nie są długie, ani przynudzające, a już na pewno mordercze. Nie wspomniałem jeszcze o wokalach Mysth'a, a trzeba przyznać, że gość tutaj się nie pierdoli. Brzmi niczym wkurwiony Ares na polu bitwy. Jedynie muszę przyznać, że podczas ostatnich dwóch kawałków, przemowy są wypowiedziane, po prostu dziwacznie i nienaturalnie.

  Tutaj nie ma co więcej pisać, ani rekomendować. Goście mnie kupili swoją bestialską maszyną wojenną. Materiał łyka się jak poranną kawę, a wszystkie dźwięki, pomimo brutalnego przekazu i szybkiej młócki, są dobrze wychytywalne i nie ma problemu z jego odbiorem. Jest to materiał z pewnością warty sięgnięcia i niejednnokrotnego odsłuchu. Chodź pewne elementy osobiście bym wywalił, bo są tutaj zbędne i psują efekt finalny. Za dużo formy, a za mało wojny!

Tracklista:


  1. Unleashed Hell
  2. Interrupted Distress
  3. Sadness
  4. Funeral Now
  5. Hollow Soul
  6. Abyss
  7. Kneeling to a Dead Sun
  8. Delight Be Gone
  9. Sun
  10. Cursed by Blind
  11. Dying of Wounds and Disease
  12. Calm
  13. Ghost Kingdom
  14. Inspired by Forbidden
Ocena 4.0/5

Odsłuch:

Do nabycia:

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad