HateCrime "A War That Doesn't Exist" - Recenzja



  Zima, stare budynki, dywan na ścianach, sroga wódka, brukiew na przegryzkę i kałasznikow w każdym domu. Nie ulega wątpliwości, że dzisiaj zajmiemy się produkcją sąsiadów ze wschodu. Putrid Cult zrekrutowało gości z Petersburga, wprowadzając na nasz rynek trochę "rosyjskiego klimaciku". Czy faktycznie można się poczuć jak na Sybirze? Jak miał bym mówić za siebie, to nie, ale ten album najprawdopodobniej nie miał tego na celu. Formacja została utworzona w roku 2013, ale swojego pierwszego pełniaka "A War That Doesn't Exist" wydali w tym i to na łamach polskiej dystrybucji. W domyśle grają Black Metal, ale jak to na wschodnie kapele często się składa, czy to rosyjskie, ukraińskie powiedział bym raczej, że Melodic Black Metal.

  Jakoś specjalnie wiele tego typu kapel nie miałem przyjemności lub nie przyjemności słuchać. Za melo blekami mocno jakoś nie przepadam, ale skoro się Morgul zainteresował tą kapelą, to trzeba się było temu bliżej przyjrzeć. Czego by się można było spodziewać, całość aż ocieka w elementy melodyczne. Zaczyna się wszystko od "Into The Dark", który jest stosunkowo długim instrumental intrem. Patrzysz na okładkę, myślisz, że będzie wojenna kanonada muzyczna, a tutaj spore zdziwienie. Jednak sam instrumental pasuje do całości albumu i jest dobrym intrem, choć trochę za długim, czasem mówiłem sobie, "zacznijcie już drzeć mordę", hehe. Ale jak już dojdzie do wokalów, to jest na prawdę dobrze. Gość drze się w ojczystym języku w taki sposób, że jak są szybsze partie gitar z tym połączone, to aż człowiek ma ochotę skakać. Za to Rosjan lubię. Całe utwory są złożone z takich jakby powtarzających się sekwencji. Zajebiste przyśpieszenia akcji z łopoczącą wręcz perkusją przeplataną w rytm wokalami. Dla tych fragmentów aż chce się słuchać tego albumu. Niektóre riffy są wręcz zaczerpnięte z thrashu czy heavy, w szczególności momenty bez wokalu, które są zazwyczaj takimi melodyjnymi przerywnikami. Nie podobają mi się te fragmenty. Ja bym zostawił to napierdalanie, co robią dobrze i wtedy materiał wypada świetnie, a tak to mam wrażenie, że się utwory niepotrzebnie przedłużają. Świetnie na tle płyty wypada sam tytułowy kawałek, a zaraz po nim "Beat The Drums", który jest jeszcze lepszy i na spokojnie mogą stanowić refenrencję dla całego krążka. Jedyna rzecz, która mnie zakuła, to takie skonstruowanie tych utwórów, że się nie kapnąłem, kiedy poleciał następny. Za wiele podobnych do siebie motywów.

  Ta przesadna melodyjność zabiła dla mnie ten album. Na prawdę są tutaj świetnie wykonane motywy, wokal zajebiście mi się pdoba, perkusja, aż łoji po bębenkach. Ale te wydłużanie do bólu tymi melodyjkami. Tym bardziej, że całość trwa jakieś 50 minut. Nie to, że mam coś do tych spowolnień, ponieważ jeżeli one nie są melodyjne, a czasem się zdarza, to są super wykonane. I w taki sposób mógłby, jak dla mnie, cały album zostać wykonany. Nie jest to z pewnością źle wykonany materiał, bo technicznie wszystko cyka. Jest zwyczajnie nie skierowany do mnie. Życzę im, żeby poszli w kierunku "mniej pierdolenia, więcej łojenia" i byłby mój wschodni faworyt. Bo lirycznie czy wokalnie, cały motyw płyty, jest bardzo "wschodni" i mega przyjemnie się tego słucha. Zdaję sobie za to sprawę, że panuje moda na takie rytmy i  na wschodzie powstaje bardzo dużo podobnych tworów. Czym się to wyróżnia od tamtych? Nie wiem i zagłębiać się nie będę. Materiał na pewno godny polecenia, a szczególnie dla tych, którzy wiedzą, na co się piszą, to na pewno warto klepać sobię kopię u Morgula. Pewnie wrócę do tego krążka jeszcze, lecz się nie zachwycę. To trzeba lubić.

Tracklista:


  1. Into The Dark (Instrumental)
  2. Spiritual Terrorism
  3. I'm Tolerant
  4. A War That Doesn't Exist
  5. Beat The Drums
  6. False Creatures
  7. Birth.... Death
  8. Cut Veins Along
  9. Death Is Coming
Ocena 3.0/5

Odsłuch:

Do nabycia:

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad