Doomster Reich "Drug Magick" - Recenzja
Doomster fucking Reich, jak to gdzieś na końcu bookletu było napisane. Jest to tak nieorygnialne, że aż nazbyt oryginalne. Specem nie jestem, ale jak przeczytałem tytuł "Drug Magick" to pierwsze skojarzenie - Electric Wizard. No, ale może po kolei, bo i tak już po odsłuchaniu całości miałem nie małą defragmentację mózgownicy i nawet wspomagacze nie były potrzebne. Nazwa Doomster Reich, nawiązuje, a jakże, do katunku doom. Za to w żadnym wypadku nie stroni tutaj od innych gatunków, gdyż brzmieniu i wokalowi, bardzo bliski jest tutaj także heavy metal, tyle, że w cięższej jego formie. Zespół gra od 2012 roku i zdążyli przez ten czas wydać album, dwie EPki, aż w końcu, w październiku 2017 roku, przyćpali nas drugim pełniakiem "Drug Magick". Krążek ten to sześć kawałków, dających prawie godzinę muzyki. Materiał ukazał się na złotym CD na łamach Old Temple. I to tyle słowem wstępu.
Na start muszę pochwalić nietuzinkową oprawę graficzą. Po za samą muzyką, prawdziwą gratkę sprawiało przeglądanie bookletu, który jest zaprojektowany w taki sposób, jakby ktoś wprost z psychiatryka albo spotkania nałogówców zaczął bazgrać po ścianie lub w notatniku. Sam sposób przemieszania napisanych ręcznie (ale za to czytelnie) tekstów wraz z przeróżnymi dziwacznymi obrazkami jakiś aberracji, bafometów czy dziwaków. Jestem pod niemałym wrażeniem, że do konwencji albumu tak to genialnie pasuje i samo jego przemierzanie jest dodatkową przygodą. Za to, jeżeli chodzi o samą muzykę, nie będę owijał. Nie zabrałbym się za to sam, nigdy. Ba, nie zwróciłbym na ten zespół czy płytę nawet uwagi. Ale jako, że zostałem tak ładnie zachęcony przez Eryka do obadania tematu, to tak też zrobiłem, co mogło by pójść źle? No właśnie, nie było wcale źle. Wręcz przeciwnie. To było jak niekończąca się przygoda przez umysł szaleńca. Psychodeliczne motywy, wyluzowujące zwolnienia i srogie przyśpieszenia. Tutaj dzieje się niesamowicie wiele, jak i za razem nic nowego. Wszystko jest takie, jak niemal kalka w kalkę czegoś co już powstało, a jest do tego taką jego chorą interpretacją. Niesamowicie dużo tutaj motywów przywodzących także wczesny Black Sabbath. Nawet wokal jest niezwykle podobny. Co jest na pewno ciekawą rzeczą, stworzyli kawałki trwające niekiedy ponad 10 minut, ale nie nudzące ani na chwilę. Nie wiem, czy oni cholera tak dobrze płyną w tym, co robią w tym swoim całym chorym teatrze czy po prostu biorą przykład od najlepszych? Czy to już chamska kalka, czy po prostu własna interpretacja i złożenie hołdu? Na pewno można powiedzieć, że użycie tutaj motywu ''Drug" jest jak najbardziej trafne, bo materiał mocno uzależniajacy. Nie potrafię nawet powiedzieć dlaczego. Co do samej muzyki, to nie bardzo będę miał chyba tutaj cokolwiek do powiedzenia. Wszystko jest na swoim miejscu i brane od najlepszych.
Wciągasz się i tyle. To jest jak coś przyjemnego, spotkanie z kumplami, wspominanie niezłych imprez i zażywanie relaksu. Ale pod tym wszystkim kryje się coś nieopisanie złowrogiego. To trochę jakby się zaćpać. Czujesz się dobrze, ale potem, aż strach się wybudzić z transu. Nie wiem jak powinienem ocenić ten album. Aż czasem żałuję, że wystawiamy tutaj oceny. Jest to kawał dobrej, świadomej muzyki, ale zarazem też coś, co możemy posłuchać w innych tego typu zespołach. Nie mniej jednak, odwalają niezłą robotę i warto poświęcić im trochę czasu, dając popłynąć w ten trans. Nie specjalnie ten zespół jest kojarzony, sam bym pewnie na niego łatwo nie trafił, mimo że już na koncie parę rzeczy mają. Czasem pozory mylą.
Tracklista:
- Gimme Skelter
- Rites of Drug Magick
- Round the Bend Satan
- Meet the Dead
- Chemical Funeral
- Black Earth, Red Sun
Ocena 3.0/5
Odsłuch:
Do nabycia:
https://www.shop.oldtemple.com/doomster-reich-drug-magick-p-2.html
Komentarze
Prześlij komentarz