Infidel "III" - Recenzja



  Formacja Infidel, z miasta mojego czarnego serducha, mianowicie Wrocławia, która oficjalnie funkcjonuje od 2006 roku. Weterani takich bandów jak Panzerfaust czy Deus Mortem mają na swoim koncie zaledwie dwa pełne albumy. Pierwszy z nich "Ejaculating Chaos", sprezentowany w 2009 roku, przedstawiał sobą zabójczo szybki i agresywny black metal z wyraźnymi elementami death. Minęło parę lat, aby znów wytoczyli swoje działa pod banderą tej formacji i wydawnictwa Old Temple. Niesławna "III" światło dzienne ujrzała pod koniec roku 2016 i dalej płynie nurtem black metalu, ale czystszego w swojej formie i bardziej stonowanego, lecz równie agresywnego. Pozwolę sobie, dopełniając to zdanie, przytoczyć przemyślenia muzyków: "Religię mamy w dupie..."

  Na sam początek moglibyśmy się zastanowić, dlaczego akurat nazwa "III"? Zespół z początku był kwartetem, ale z powodów osobistych Debaucher musiał odejść, więc miał szczątkowy wpływ na najnowszy album. Wszystko zaczyna się zgadzać. Trzy kawałki, trzech amigos. W dodatku sam motyw albumu, czas trwania utworów jest tutaj nieprzypadkowy, gdyż każdy kawałek trwa 666 sekund, co daje 11:06 minut, co składa się zarazem na 33:18 minuty całego krążka. Przypadek? Nie w tym wypadku, hehe. Wracając do samej muzyki, bo ona jest tutaj tematem przewodnim, tutaj nie można im zaprzeczyć rzeźniczego kunsztu. Momentami wyczuwam drobny spadek tempa i agresji w porównaniu z poprzednim wydawnictwem. Przejawia się to tutaj zdecydowaną i wykierunkowaną wściekłością. Black jaki tutaj jest, nie jest niczym niezwykły, avant-gardowym czy ugrzecznionym. Każdy riff, partia wokalna, uderzenia perkusji przedstawiają się niczym kolejny, odrywany kawałek mięsa od ciała. Każdy moment agresji jak i spokoju tutaj, daje dużo brutalnej satysfakcji. Krążek jest przemyślany od początku do końca i w żadnym stopniu nie nudzi. Nadaje tylko kolejne barwy czerni przy każdym następnym odsłuchaniu. Nic tutaj nie wybija się przed szereg. Gitary i perkusja sieką niczym jeden mąż, a wokal okala całą tą masakryczną uwerturę, nie będąc ani z tyłu, ani za bardzo z przodu. Kompozycja w ich szaleńczej wizji jest tutaj tak dobrze zgrana i odpowiednio przygotowana w komnatach Nihila, że błędy, jakie w tym materiale mogą się przejawiać, są stosownie ukrywane pod całą tą piekielną warstwą.

  Może i jest to mój sentyment, do dolnośląskich kapel, które tworząc black metal mają w sobie takie "coś" czego nie jestem w stanie do końca wytłumaczyć. W ich muzyce drzemie taka pierwotna siła, niepowtarzalny klimat, który buduje całą otoczkę muzyczną. Kapele z tej okolicy budują taki swój przekaz, który udziela się całej formacji. Manifestujący różne rzeczy jak  agresję, mistycyzm, żal czy, co bardzo w naszych stronach popularne, nienawiść. W przypadku Infidel jest nie inaczej. Ich przekaz, to pierwotna i agresywna siła. W ich muzyce słychać, że rozumieją to, co robią i co chcą przekazać swoimi utworami. Album ma swego rodzaju duszę, która ujawia się światu poprzez furię i wściekłość. Może oceniam mocno nie sprawiedliwie w tym przypadku, ale to moja recenzja i moje 5 minut. Z powodu ich diabelskiej doskonałości przy utworzeniu całości, ocena nie mogła się pojawić inna.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad