Aragon "Call of the Beast" - Recenzja



  Są jeszcze takie zespoły, które robią muzykę niczym niedosmażony kotlet, surową jak diabli. Formacja Aragon zawsze robiła takie niedosmażone i niedoprawione kąski. Być może dlatego tak bardzo upatrzył ją sobie Morgul z Putrid Cult. W przypadku "Call of the Beast" nie mogło być inaczej. Choć sam zespół istnieje od 1992 r., jest to dopiero ich drugi pełny album, za to ma sporo EPek na swoim koncie. Dostajemy lekko ponad 40 minut srogiego, agresywnego, surowego, jak najbardziej wulgarnego i niepoprawnego black metalu, czyli to, co lubimy najbardziej.

  Na pewno ciekawą cechą albumu jest to, że przed niemal każdym kawałkiem, nie licząc "God (anthem of the beast)" i "Goat (the lust murder)", znajduje się nagranie z jakiegoś przestępstwa, najczęściej przesłuchania. Inaczej jest w przypadku "Whore of darkness", gdzie ludzie nawołują do morderstwa (ah, nasze wspaniałe katolickie społeczeństwo). Liryka samych utworów jest wulgarna, brutalna, pełno jest słów takich jak "vomit", "rape" czy "murder", więc już wiadomo z czym mamy tutaj do czynienia. Jaka muzyka taki przekaz. Takie rozwiązanie jest nie często spotykane. Przechodząc do samej muzyki, nie licząc tych nagrań, nie ma żadnych intro, outro czy innych badziewi intrumentalnych, za to od razu jest przejście do rzeczy. Przy słuchaniu nie ulega wątpliwości, że nagranie brzmi jakby chłopaki jebli to w przysłowiowym "garażu u ojca", pomimo że zostało nagrane w studio, hehe. Nie to, że jakość nagrań jest zła, ale zwracam uwagę na jakość perkusji, która kojarzy się przynajmniej mi z rehami. Co do wokali, to nie trzeba za wiele mówić, jeżeli ktoś zna Slav'a to wie czego się spodziewać, słowo "vomit" jest tutaj bardzo adekwatne. Gitary i riffy nie zwracają tutaj szczególnej uwagi, typowe blakowe, po prostu grają i śmigają. Kawałki "Goat (the lust murder)" i "God (anthem of the beast)" bardziej przykuły moją uwagę, przez to, że są nagrane dużo wolniej. Riffy są niby zrobione w sposób doomowy, ale z dużo mniejszym ciężarem. No raczej się, kurwa, na doom nie przestawiali, hehe. Tutaj właśnie najbardziej przykuwa uwagę wolniejszy motyw, który się komponuje z szaleńczymi wrzaskami, które jakby nie potrafiły się opanować i zwolnić tempa.

  Co ja będę dłużej pierdolił, wiele osób na pewno się ze mną nie zgodzi. Powie, że album przeciętny, do odsłuchania i wywalenia w kąt albo nadaje się tylko dla pojebanych na podziemnym punkcie fanów czarnego metalu. Mam to w dupie, dla mnie wyszła miazga. Wyrzygali genialny krążek i co ja będę mówił. Z początku byłem sceptycznie nastawiony, ale po dłuższym odsłuchu, mogę stwierdzić, że dawno nie słyszałem tak czystej i pierwotnej agresji i to w takim dobrze skomponowanym i technicznie odjebanym formacie. Dla każdego fana bleku jest to pozycja obowiązkowa!

Tracklista:


  1. Vomit
  2. Satan's war
  3. Antichrist
  4. God (anthem of the beast)
  5. Souls condemnation
  6. The seperate one
  7. Goat (the lust murder)
  8. Whore of darkness
Ocena 4.5/5

Odsłuch:

Do nabycia:

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad