Sverblôd "Sverblôd" - Recenzja



  Cholera, muszę przyznać, że nie mały problem sprawił mi ten materiał. Chciałbym powiedzieć, że jest to klasyczny, zainspirowany twór, lecz on pobiegł nurtem gdzieś w zupełnie innym kierunku. Raz dobrym, raz niekoniecznie, ale nie ma co być aż tak doczepliwym, bo jest to tylko demko, które ukazało się już dobre cztery lata temu. Jedyne co, to rok temu Black Death Production wypuściło na taśmie i przypomniało nam o tym tworze, bowiem muzycy dorobku wielkiego nie mają, lecz tworzą, tylko pod inną nazwą. Ci co nie są leniwi, sami sobie sprawdzą i wiadomo będzie, że wychodzi im to dobrze. W przypadku Sverblôd chyba po prostu jeszcze nie wiedzieli, co dokładnie chcą zrobić. Całość to 7 kawałków, wraz z intrem, czyli jakieś 28 minut słuchania.

  Z tym demkiem mam o tyle problem, że jest ono za razem dobre, jak i bardzo złe. Rozpoczynający utwór "Trucicielce" trzyma niezły poziom i zachęca do odsłuchu, nie powiem. Zrobiony jest w całkiem chwytliwy sposób, zwolnienia są w odpowiednich miejscach i na odpowiednią chwilę, wszystko gra. Kolejny, "Resztki", próbuje zrobić podobne wrażenie, tylko że jest napisane w taki sposób, że mamy początek szybki, cały długi środek mozolony i końcówka znów przyśpiesza. Za to numerek cztery, "L.N.S.", jest tym czym ten album powinien być. Szybkim i agresywnym ciosem, który się nie pierdoli, nie przedłuża i trwa dostatecznie krótko, aby być solidnym zastrzykiem adrenaliny. Jak tak już mówię utwór po utworze, bo kurwa nie potrafię w inny sposób tego tworu omówić, "Zębami obrosłem" brzmi", jakby za dużo się nasłuchali Mgły... No, nie porywa mnie za specjalnie. Ma podobny problem ze zbyt wolnym środkiem. Kolejny za to, jest niestety udręką, gdyż "Waldeinsamkeit" to ponad pięć minut nudnawej melodii. I wszystko było by super, jakby to był koniec tego materiału. Jednak na sam koniec dostajemy, od czapy totalnie, cover The Cure "Siamese Twins", który brzmi, jakby sami muzycy się przy tym nudzili. No kurwa, tak nie można. Atmosfera i klimat jaki chcieli stworzyć w Sverblôd są wyczuwalne. Przez pierwszą połowę mamy bardzo gęsty, klimatyczny i smolisty black zwieńczony, według mnie, świetnym wokalem, który jest odpowiednio skrzekliwy, przesterowany i ponury. Te zwolnienia nie byłyby tak złe, gdyby nie wdawała się przez nie, częsta monotonia. Jak faktycznie utwór "Trucicielce" czy  "L.N.S." były fajne, tak reszta jest niemal nie do zapamiętania, a wielka szkoda, bo mógłbybyć z tego zajebisty atmo black.

  Widać, że to jeszcze nie jest to, że się uczyli i nie ma co mówić, bo to tylko demko, potem pokazali w czymś innym, na co ich stać. Sverblôd był ciekawym pomysłem, lecz nie do końca odpowiednio zrealizowanym. Gdyby całość brzmiała tak jak pierwsza połowa, to byłbym skłonny powiedzieć, że jest super. A chyba nie o to chodzi, żebym się pierdolił i może jeszcze zrobił ranking każdego kawałka z osobna. Dawałem szanse wielokrotnie i zdążyłem nawet niektóre rzeczy tutaj pokochać, jednak całościowo wygląda miernie. Choć przeczuwam, że są tacy maniacy, co by stwierdzili, że dokładnie to ich porywa. Jednak 9 zł za materiał, dobry do posłuchania w samochodzie, to odpowiednia cena. Reasumując, plusy za zajebisty wokal, klimat i dobre szybkie fragmenty. Ujebuje punkty za cover i niepotrzebne powolne wypełnienia. Dobranoc i Amen.

Tracklista:


  1. Intro
  2. Trucicielce
  3. Resztki
  4. L.N.S.
  5. Zębami obrosłem
  6. Waldeinsamkeit
  7. Siamese Twins (The Cure cover)
Ocena 2.5+/5

Odsłuch:

Do nabycia:
http://shop.bdprod.pl/sverblod-sverblod-p-178.html

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad