Embarla Firgasto "Inter Spem et Metum" - Recenzja



  Trafiłem na kolejny, świeżo z piwnicy, jeszcze parujący twór do obadania. Choć w tym wypadku mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że zastygły i smolisty. Jednoosobowy projekt z Pomorza, bardzo młodego muzyka pod pseudonimem LDB. Wydał na świat swoje pierwsze dziecko, które jest EPką zatytułowaną "Inter Spem et Metum". Projekt został utworzony w 2016 roku, ale ten materiał po wielu wojażach ukazał się pod koniec kwietnia tego roku. Możemy sobie odsłuchać na jutubach, bandcampach, czym tam człowiek sobie zapragnie, co też ja uczyniłem i nie zajmuje to specjalnie wiele czasu, po lekko ponad 20 minut.

  Na pewno nie jest żadną nowością jednoosobowy projekt black metalowy. Surowe gitary, surowe wokale, surowy klimat i surowy kotlet na śniadanie. Tego się zazwyczaj spodziewamy. Tutaj również możemy się tego spodziewać, lecz i trochę czegoś więcej. Klimat albumu jest bardzo gęsty i smolisty, można się poczuć jak przechodząc przez jakieś bardzo gęste bagno. Tutaj nie ma absolutnie kolorków, jest szarobóro. Twórca jednak chyba za bardzo się dał ponieść wodzy fantazji i, aby utrzymać tę duchotę jaką mamy w "Inter Spem et Metum" sprawił, że wszystko jest zduszone, stłumione i w ogóle jakby dochodziło nie z głośników, a z szafy obok. Rozumiem, że taki miał być zamysł, aby było mrocznie, ale ten motyw mi nie siada absolutnie, bo nic przez to nie rozumiem z tego, co słucham. Na krótszą metę to jest fajne, jednak dosłuchiwanie się tych wszystkich dźwięków to jak podróż przez mgłę, jednych może wkurwiać innych bawić (masochiści jedni). Jak już przedrzemy się do samych dźwięków tego dzieła, dostrzeżemy tutaj całkiem sporo na pozór nie dostrzegalnych rzeczy. Mamy według mnie genialny balans między szybkimi, a wolnymi dźwiękami. Jest to jakiś przejaw avant-garde, ale dający całkiem ciekawy posmak świeżości w tym całym zgniłym tworze. Co do samych wokali, muszę przyznać, że tutaj, jest naprawdę zacny warsztat i krzyki są naprawdę wiarygodne. Na tyle, że momentami zacząłem się przejmować, czy sobie gardła nie zdarł przypadkiem. Taki styl mnie kupuje jak najbardziej. Za to, co mnie nie kupuje jak cholera, to perkusja, która jest programowana i to nie powinno dziwić, ale momentami tak drewnianie brzmiąca, że gdy próbuję się skupić na ciekawie skomponowanych riffach, to obok mi łomocze jak sąsiad w garnki zza ściany. Pomimo tych wszystkich niedociągnięć i czasem nudnawych fragmentów, to do samego końca udaje się LDB utrzymać atmosferę mroku i surowości na tyle silną, że nie da się oderwać od materiału, a czasem wydaje się, że trwa on za krótko.

 Embarla Firgasto (swoją drogą, nigdy bym się nie domyślił, że jest nazwa zaczerpnięta z Gothica, haha) pozostawia wiele do życzenia. Jest to twór, surowy, mroczny i pierwotny, lecz pełny wad. LDB musi ćwiczyć swój warsztat i na litość, trochę bardziej wyjść na przód z tą muzyką, bo wszystko co jest fajne, jest na drugim planie, co nie powinno mieć miejsca. Lecz jest tutaj potencjał. Nie jednemu staremu graczowi nie udaje się stworzyć blacku równie melodyjnego, co surowego, tworząc symfonię, która zaskakuje przy każdym utworze. Czego bym się na pozór po tym dziele nie spodziewał, gdybym po prostu przejrzał tę ambitną i nietuzinkową dla blackowego zespołu tracklistę. A jak już do szczegółów się czepiłem, to muszę przyznać, że okładka zacnie dobrana, pasuje do całego przytłaczającego klimatu. To chyba na tyle mojego biadolenia, pozwólmy się młodym muzykom rozwijać, gdyż potencjał tutaj jest i jestem ciekaw, co by mu wyszło po zmajstrowaniu jakiegoś pełniaka w profesjonalnym studiu. Jak to tam gadają. Hails!


Tracklista:


  1. I
  2. II
  3. III
Ocena 3.0/5

Odsłuch:

Fanpage:
https://www.facebook.com/embarlafirgasto

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad