Rotten Age "Upadek Światłości" - Recenzja



  Z "Gnijącym Wiekiem" miałem już styczność wcześniej i nie uważam, że była to najbardziej pamiętliwa podróż w życiu. Zespół roztacza zarazę od 2008 roku, a prócz demka mają pełny album z 2014 roku "Zgnilizna Dziejów". Nie był to zupełnie zły pełniak, jednak znajdowały się tam rzeczy, które mi nie siadły i powodowały momentami znużenie. Materiał trwał niebagatelne 50 minut. W przypadku "Upadek Światłości" ogarnęli tę kwestię i 9 kawałków z intrem i outrem włącznie o długości 36 minut. Ten bezkompromisowy blackowy wyziew ukazał się za pośrednistwem wydawinictwa Hell is Here.

  Nazwa tutaj jest iście adekwatna z paru przyczyn. Po pierwsze i najważniejsze oni świata nie zmienią. I raczej nie chcą. Będą dalej swoją zgniłą i bluźnierczą ewangelię rozprowadzać w klasycznym stylu. A co jest tutaj największym paradkosem to to, że ten materiał im bardziej gnije, tym lepiej smakuje. Od pierwszej minuty mamy jakieś proste intro w postaci instrumentala, wprowadzające w klimat końca egzystencji i to bardzo płynnie, bez pierdolnięcia się przechodzimy do kawałka "Upadek światłości", które osobiście mi nie weszło i już przeczuwałem, że materiał znudzi mnie po pewnym czasie, jak poprzedni. Jednak tutaj, im dalej brnąłem, tym lepiej mnie całe jego brzmienie przesiąkało na wylot. Co do samych agresywnych riffów, niekiedy przesiąkniętych drobną i entropiczną wręcz melodią czy wykorzystaniem blastów, nie mam zarzutów. Gary pracują z nimi bardzo spójnie, nie są ani w tyle, ani za bardzo na przód, a wręcz integralnym elementem. Co mnie także bardzo cieszy, nie ma tutaj tego udziwnienia, które w poprzednim wałku potrafiło z utworu zrobić coś na wzór black/deathu, a stylem przypominał szwedzkie podejście do tematu, tak tutaj jest pierwotny czarny metal, już bardziej odbiegający na północ w swoim brzmieniu. Co do wokali to inna para zaropiałych gumiaków. Liryki chyba wspominać nie będę, choć na pewno bardzo mocne, chamskie i łopatologiczne kawałki jak "Zabij się" wchodzą niczym ospa na mordę. Co ciekawe też, jest tu na odwrót, jak to w typowych wydawnictwach bywa, bo tylko dwa kawałki są po angielsku, a reszta w polszy. Co lepsze, te po polsku, brzmią zdecydowanie bardziej wyraziście. Głos niczym trupa, co charczy ile sił w głosie, dzięki czemu nawet ksywa Zombie tutaj nie powinna dziwić, a to nie wszystko, bo dostajemy także dobrze wykonany podwójny wokal. W tle występuje fragmentami drugi głos, będący świetnym uwydatnieniem zgniłej kakofonii. Lecz im bardziej zbliżamy się ku końcowi, tak ten materiał faktycznie gnije, by na sam koniec w trakcie tej śmierdzącej zabawy zdechnąć. Zapewne taki był zamiar i ja się zwyczajnie nie znam, że pod koniec następowały takie zwolnienia tempa. Jednak "Ciemność" nie spełniło moich oczekiwań. Za to samo w sobie outro, jak na 3 minuty, bardzo dobrze wchodzi i podsumowuje entropię, przez którą przebrnęliśmy.

  Mógłbym tutaj w zakończeniu napisać coś ambitnego, rozpisać się jak to polecam albo gnoję "Upadek Światłości", ja jednak zakończę w jednym zdaniu. Im bardziej zgniłe tym lepiej smakuje.

Tracklista:


  1. Intro
  2. Upadek światłości
  3. Ruins of Faith
  4. Ukryty świat
  5. The Curse
  6. Zagłada
  7. Zabij się
  8. Ciemność
  9. Outro
Ocena 4.0/5

Odsłuch:

Strona Wydawcy:
http://hellishereprod.blogspot.com/

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad