Acherontas, Inferno, Djevelkult - Winter Fog III - Wrocław, PL - Relacja
Weekend był bardzo intensywny, gdyż zaraz po jednym gigu, tylko się przespać i iść na kolejny. Staram się żadnego ciekawego wydarzenia w Liverpool nie przegapić, tak więc tego również nie mogłem ominąć. A greków z Archerontas to nie powiem, że zobaczyć chciałem. Towarzysko znów nie miałem na co narzekać, ale trzeba było się choć trochę oszczędzić, bo ileż można, a kiesa pusta, więc tym razem oszczędnie. Merch też był tylko od zespołów, choć nie powiem, nanieśli tego całkiem sporo, winyli również nie brakowało. Także po za nimi, nie miał kto z nas zdzierać.
Koncert zapowiadał się dobrze. Ludzi nie za dużo, patrząc na zespoły, wszystkie zagraniczne, jak i wszyscy w makeupach czy innych przebraniach. Tak właśnie weszli na scenę pierwsi norwedzy z Djevelkult. Zaserwowali stary dobry black metal. Typowe norweskie klimaty, zdzierane gardło, wygląd jak Gorgoroth. Na pewno dużo osób czuje te klimaty. Zdarzały się momentami utwory, które się trochę wydłużały, ale przygotowali całkiem różnorodną setlistę. Było "Enslaved in Flesh", "Apocalypse", czy "Condemned into Eternal Void". Trochę starszej i trochę nowszej muzyki. Dobra rozgrzewka jak na dalszą część imprezy.
Po występie, nastąpiła dość długa przerwa. Czesi z Inferno dość długo się przygotowywali, ale czas planowy mieli, to z niego korzystali. Jak już przyszło co do czego, to no nadymili. I to nie, że zrobili dym pod sceną. Po prostu tak nadymili, że jakby się chciało zobaczyć ich na scenie, trzeba było podejść, innego wyjścia nie było. Niby w jakieś kapturki się poprzebierali, ale na scnie nakopcone było, więc chuja widać. Wokalista lubił się odwracać od tłumu, klękać, modlić do mikrofonu czy odstwiać inne harce. Może zabieg z tą zadymiarką był po to, żeby ryje mieli pozasłaniane, ja nie wnikam, ale chwila i by można było straż pożarną wzywać. Tyle co do tego jak się prezentowali, co jakiś swój urok miało. Jeżeli chodzi o granie, to mnie zupełnie zahipnotyzowało. Potężne, blackowo-doomowe granie, wsiąkało i zmuszało, żebyś wlepiał gały w scenę. Nie wiem ile grali, jakoś przypuszczam, że pół godziny, ale dla mnie to trwało jakbym tam stał grubo ponad godzinę. Nie wiem co w tym dymie było, ale wciąga. Kiedy się pytałem innych co sądzą o występie, stwierdzili, że najnudniejsze tego wieczoru. No dla mnie pierdolenie, ja się nie zgodzę. Czesi wiedzą co robią.
Na koniec grecy, z juz dość solidną pozycją na scenie. Przygotowywali się dość długo, przerwa na poprawę humoru i towarzyskie pogaduszki była, nie brakło jej. Ale mieli czas do tej planowej północy i się z tego wywiązali co by nie mówić. Niestety, ku mojemu zawodowi, na scenie się nie rozkładali z jakimiś ołtarzykami czy innymi pierdołami, wyszli w tych maskach i z wokalistą, który dziw, że coś widzi i tak grali. Ale grali dobrze. Tylko tutaj nie powiem wiele jak w przypadku drugiego zespołu. Kto wie co Acherontas prezentuje to znalazł tam dokładnie to. Może przy koniec już czułem znużenie, ale mogła to być wypadkowa dwóch dni na nogach i kacu.
Może tak jeszcze słówko o organizacji. Bo ta co by nie mówić, zabezpieczyła się całkiem dobrze, bo pomimo momentami długich oczekiwań, w czasie wszyscy sie zmieścili i na wszystko znalazł się czas. Trzecia edycja Winter Fog zaliczona i uważam ją za udaną, teraz tylko pozostaje czekać na kolejną.
Koncert zapowiadał się dobrze. Ludzi nie za dużo, patrząc na zespoły, wszystkie zagraniczne, jak i wszyscy w makeupach czy innych przebraniach. Tak właśnie weszli na scenę pierwsi norwedzy z Djevelkult. Zaserwowali stary dobry black metal. Typowe norweskie klimaty, zdzierane gardło, wygląd jak Gorgoroth. Na pewno dużo osób czuje te klimaty. Zdarzały się momentami utwory, które się trochę wydłużały, ale przygotowali całkiem różnorodną setlistę. Było "Enslaved in Flesh", "Apocalypse", czy "Condemned into Eternal Void". Trochę starszej i trochę nowszej muzyki. Dobra rozgrzewka jak na dalszą część imprezy.
Po występie, nastąpiła dość długa przerwa. Czesi z Inferno dość długo się przygotowywali, ale czas planowy mieli, to z niego korzystali. Jak już przyszło co do czego, to no nadymili. I to nie, że zrobili dym pod sceną. Po prostu tak nadymili, że jakby się chciało zobaczyć ich na scenie, trzeba było podejść, innego wyjścia nie było. Niby w jakieś kapturki się poprzebierali, ale na scnie nakopcone było, więc chuja widać. Wokalista lubił się odwracać od tłumu, klękać, modlić do mikrofonu czy odstwiać inne harce. Może zabieg z tą zadymiarką był po to, żeby ryje mieli pozasłaniane, ja nie wnikam, ale chwila i by można było straż pożarną wzywać. Tyle co do tego jak się prezentowali, co jakiś swój urok miało. Jeżeli chodzi o granie, to mnie zupełnie zahipnotyzowało. Potężne, blackowo-doomowe granie, wsiąkało i zmuszało, żebyś wlepiał gały w scenę. Nie wiem ile grali, jakoś przypuszczam, że pół godziny, ale dla mnie to trwało jakbym tam stał grubo ponad godzinę. Nie wiem co w tym dymie było, ale wciąga. Kiedy się pytałem innych co sądzą o występie, stwierdzili, że najnudniejsze tego wieczoru. No dla mnie pierdolenie, ja się nie zgodzę. Czesi wiedzą co robią.
Na koniec grecy, z juz dość solidną pozycją na scenie. Przygotowywali się dość długo, przerwa na poprawę humoru i towarzyskie pogaduszki była, nie brakło jej. Ale mieli czas do tej planowej północy i się z tego wywiązali co by nie mówić. Niestety, ku mojemu zawodowi, na scenie się nie rozkładali z jakimiś ołtarzykami czy innymi pierdołami, wyszli w tych maskach i z wokalistą, który dziw, że coś widzi i tak grali. Ale grali dobrze. Tylko tutaj nie powiem wiele jak w przypadku drugiego zespołu. Kto wie co Acherontas prezentuje to znalazł tam dokładnie to. Może przy koniec już czułem znużenie, ale mogła to być wypadkowa dwóch dni na nogach i kacu.
Może tak jeszcze słówko o organizacji. Bo ta co by nie mówić, zabezpieczyła się całkiem dobrze, bo pomimo momentami długich oczekiwań, w czasie wszyscy sie zmieścili i na wszystko znalazł się czas. Trzecia edycja Winter Fog zaliczona i uważam ją za udaną, teraz tylko pozostaje czekać na kolejną.
Komentarze
Prześlij komentarz