Dagorath "Evil Is The Spirit" - Recenzja



  Na pewno byli tacy, co po wydaniu pierwszego pełniaka Dagorath czekali na więcej. Kwartet funkcjonuje od 2015 roku, zdążyli w 2016 wydać pierwszą EPkę zatytułowaną, jakby nikt nie zgadł, "Dagorath", a rok później pełniaka "Glare of the Morning Star". Kontynuując tradycję, w tym roku był zapowiedziany "Evil Is The Spirit". Dostaliśmy cover i powiedziano nam, że ukaże się na taśmie dzięki Total War, a następnie na CD w Under the Sign of Garazel Productions oraz w szwedzkim Nigredo Records. Powiedziano nam także, że to EPka, a potem okazało się, że tak zwany "mini album" trwa 40 minut. Może dlatego mini, bo nie dograli do 50 minut jak w pełniaku, hehe. Zespół przedstawia nam zmasowany i okultystyczny black metal. W "Glare of the Morning Star" dostaliśmy zabójczą próbę mistycznej jak i agresywnej muzyki. Więc jak bardzo duch jest zły?

  Na dobry początek, po odpaleniu krążka, dla nic nie spodziewającego się słuchacza, dostajemy agonalny wręcz, krótki krzyk, po którym następuje, bez owijania, muzyczna nawałnica dla uszu, tak byśmy wylali na siebie kawę, którą właśnie pijemy. I w tym momencie złapałem konsternację. Pamiętacie ten moment, w którym usłyszeliście po raz pierwszy stary, dobry Cult des Ghoules? To jest dokładnie ten moment, kiedy słyszysz taki materiał, który nie zostawia za wiele do zarzucenia. Trwa on długo, utworów nie wiele, wszystko to są niekiedy przeciągające się partie, ale w taki sposób, że słuchacz jest wciągnięty jak przez diabła w kocioł. Nie bez powodu użyłem tego porównania, gdyż odczuwam wrażenie, sporej inspiracji tą formacją pod względem warstwy wokalnej. Co więcej o wokalu trzeba powiedzieć, to to, że jest dwóch wokalistów. Żadne echa, przebicia czy nałożenia głosu. To nie jest dodatkowy efekt, to jest pierdolona magia. Niesamowita praca organiczna, która w połączeniu z polskimi tekstami, robi robotę. Odstawiając na bok jak tam mordę zdzierają i skupiając się trochę na pozostałej części, gdyż jest na czym ucho zawiesić, nie jest to już taka sama kanonada blackowych riffów, atakująca zmasowanie i agresywnie jak w poprzedniku. Nastawienie na lżejsze dźwięki, bardziej stonowane i nawet niekiedy wręcz melodyjne, daje temu albumowi dodatkowego, mistycznego wręcz uroku. Choć tutaj pojawia się wada. Ciężko jest mówić o black metalu, w którym robiąc długie utwory, nie ma momentów, zwyczajnie nudnych. Dagorath nie obroniło się i przed tym. Pomimo świentych momentów, dobrze zbudowanych utworów, perkusji, która robi dobrze (jeżeli ktoś nie zauważył, to mój czuły punkt, hehe), bywa nudno i za długo. Sam początek "Na Piedestale Śmierci" zapowiadał się jak dla mnie, bardzo tak Cult des Ghoulowo, w porównaniu z poprzednimi dwoma. Był dużo spokojniejszy, ale w późniejszych minutach, niepotrzebnie za długi. No i dużo bardziej melodyjny, warto dodać. Chyba najbardziej wyróżniający się na tle całości, bo w następnym kawałku "Pochód Mar" kontynuują swój śmiercionośny marsz. Po ostatnim kawałku, trafiamy na źródło długości tej płyty. Dla cierpliwych, bo sam ambientowo cicho brzdękający wstęp trwa niebagatelne 5 minut, dostajemy 9 minutowy cover Von "Veadtuck", który jest w zasadzie instrumentalem i chyba nikogo nie zadziwi, że na czwartym utworze zakończyłem swoją przygodę z płytą.

  Nie wiem czy kogoś przypadkiem nie wkurwiam takim porównaniem, które dla mnie jest zdecydowanym plusem, choć zapewne eksperci by się doszukali wielu innych zbieżności, bo nie oszukujmy się, to jest kurwa black metal, w tym hermetycznym gatunku ciężko o tryskające nowości nie będące za razem jakąś jebaną avant-gardą. Ale słuchając tego, czuję się, jakbym otrzymał krążek Cult des Ghoules jaki chciałem, nie jakieś "Coven" czy ich następcę z polskimi tekstami i tym samym wokalistą. Tutaj jest świeżość na tym gruncie, jest wokal tak charakterystyczny, że aż mam ochotę naśladować teksty. Utwory są tak zbudowane, że od strony technicznej nie mam nic do zarzucenia, bo kunszt tych bezbożników wylewa się z głośników. To nie jest idealne. Czasem jest nudne, czasem naciągane, nie wspominając o tym niespisanym piątym kawałku. Brakuje także pewnego pazura, ale jeżeli to jest zapowiedź tego, co z zespołem następuje i jakiego mamy się spodziewać następnego pełnego wałka, to ja jestem kurwa za. Nie był zły ich poprzedni materiał, ale czuć, że odbiegli mocno od "Glare of the Morning Star" i wyznaczyli nowy nurt dla swojego zespołu i się w tym doskonale odnaleźli. Prawdziwa manifestacja pierdolonego zła.

Tracklista:


  1. Tak przemija chwała tego świata
  2. Przedświt
  3. Na piedestale śmierci
  4. Pochód mar
  5. Veadtuck (Von cover)
Ocena 4.0/5

Odsłuch:

Do nabycia:
https://www.utsogp.pl/dagorath-evil-is-the-spirit-mcd-p-1471.html

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bestiality "Endless Human Void" - Recenzja

Kły "Szczerzenie" - Recenzja

Black Death Production - Wywiad