Wolfenburg "Wolfenburg" - Recenzja
Chyba nigdy bym nie trafił na ten materiał, gdyby nie zawył pewien wilk. Okładka, ewidentne nawiązanie do wilków, co powoduje, że nie mamy wątpliwości z czym będziemy mieć do czynienia. Równe 37 minut mistycznego i typowo leśnego black metalu, wydanego za pośrednictwem Perkun Records w 2017 roku. Co do samego duetu, nie wiemy wiele po za tym, że ksywy to Nightwolf i Whitewolf. Sama formacja rzekomo funkcjonuje od roku 2009, ma na swoim koncie głównie splity, jakieś demka, na tego zaś pełniaka zdecydowali się po tych paru latach, ale przyznać trzeba, że była to najwyższa pora.
Nigdy sobie nie wiążę jakiś nadzieji z takimi zespołami. Nie jest wbrew pozorom trudno nagrać, a nawet czasem wydać album, który będzie nawiązywał do klasyki blacku, lub zostanie zrobiony w taki sposób, aby nic nie dało się zrozumieć i umieścić to w jakąś depresyjną czarno-białą okładkę. Gdy ruszamy na połów takich pereł, to tę czarną często ciężko znaleźć. "Wolfenburg" z pewnością taką perłą jest. Bez bicia się przyznam, nie znałem zespołu i nie ogarnąłem całej twróczości i biję się w pierś, były to zmarnowane lata. Wolfenburg balansuje gdzieś na pograniczu depresyjnego, a misantropicznego, czy nawet pogańskiego black metalu. Teksty pisane w całości w naszym języku, a zawierają w sobie to, do czego nas gatunek ten przyzwyczaił. Jest sporo nienawiści, plucia na chrześcijaństwo i dominacji. Jednak znajduje się również pewien pierwiastek żalu, który udziela się w całym materiale. Muzycznie, jest to nic innego jak black metal, wiejący skandynawskim chłodem i wokal zdzierający korony z drzew starych lasów. Jednak to, co buduje tutaj atmosfera, która w łatwy sposób przeradza się z agresywnego, wściekłego i zimnego brzmienia do fragmentów, budujących napięcie, daje temu albumowi życie. Nie ma tutaj niczego ambitnego czy wybitnego. Znane chwyty, przestarzałe motywy, posępna melodyjka, Po prostu czuć od tego jakąś niewymowną pasję, która wypełnia te puste brzmienia tworu, nadając fizyczną formę i zachęcając do kolejnego odsłuchu. Z technicznego punktu widzenia, wszystko tutaj gra i jest na swoim miejscu. Ani gitara, ani wokal, ani perkusja nie wychodzi tutaj specjalnie na przód, utrzymuje tę konwencję. Dostajemy także instrumentalne intro i outro, a jakby było tego mało, to piąty kawałek "Ponure Posągi" jest również instrumentalny, tworzący klimat, bardzo staromodny, żałosny i przygnębiający. Może to właśnie to powoduje, że od "Wolfenburg" bije taka nostalgia i pożałowanie? Bo sama muzyka, daje bardziej nienawistne barwy. Ciężko mi wytypować, co mi się podobało bardziej, a co mniej, wszystko jest w miarę po równo, choć jeżeli miałbym już wybierać, to "Kres Wiary'' jest tutaj utworem, który śmiało plusuje się na miano tego przebojowego całej płyty.
Z samego początku nie przykuwałem dużej uwagi tej płycie. Nie poświęciłem jej wystarczająco czasu. Pierwsze wrażenie jest bardzo wtórne, wręcz znajome. Co do samych tekstów, okazuje się, że pisały je dwie osoby nie grające w tej formacji, mniej więcej pół na pół, a duet to zagrał. Nie odbiło się to na muzyce, nie czuć jest, że to co śpiewają nie wychodzi z ich dusz. Kawałki również przy pierwszym odsłuchu mi się niemal dłużyły. Jednak z kolejnymi odsłuchami, pasja zaczęła wyć niczym wilcza wataha o północy. Atmosferę "Wolfenburg" możemy zbierać szuflami. Jest to dobry przykład ludzi, którzy robią muzykę, bo ją czują. A słuchacz doskonale czuje, to samo, co oni grając.
Tracklista:
- Intro
- Mroczny Las
- Walka
- Wilcze Imperium
- Ponure Posągi
- Kres Wiary
- Żądza Krwi
- Outro
Ocena 4.5/5
Odsłuch:
Do nabycia:
http://perkunrecords.8merch.com/wolfenburg_wolfenburg-id15142
Wolfenburg alias Moontower. Tadam cssss.
OdpowiedzUsuńSą tu jeszcze najmniej opisane dwa projekty osób z Moontower. Czy odnajdziesz je wszystkie?
Usuń