BMSS "Spectral Ectasy" - Recenzja



  Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale po kilku ostrych grzybkach na śniadanie, zacząłem takie dziwne rzeczy wygadywać, że słowo się rzekło i parę zdań o tym tworze powiem. Żeby tej formacji nie znać, trzeba najprawdopodobniej nie wychodzić z domu i nie śledzić forów, bo aż zawrzało na wieść o nowym albumie Black Magick SS. Nie po raz pierwszy Infinite Wisdom, które jest odpowiedzialne za wypuszczenie tego oczojebnego dziecka, miało w preorderze płyty tej formacji, które rozeszły się niczym karpie na święta. O samym zespole nie wiemy tak naprawdę nic, co jak dla mnie, dodaje tylko smaczku całości. Konwencja sami widzimy jaka jest, a muzycznie dostajemy tripa w postaci mieszanki psychodelicznego rocka z elementami black metalu. 6 utworów, 30 minut dobrej zabawy i wrażenia niczym po LSD! To tak w skrócie.

  Jest to ich druga pełna płyta, na swoim koncie mają jeszcze parę mniejszych wydawnictw. Powiedzmy sobie szczerze, 30 minut to dużo jakoś nie jest, a jednak jest to ich najdłuższy materiał jak do tej pory. Wydany został 16 kwietnia 2018 roku. Na bandcampie można było sobie już dawno posłuchać i słać preordery, do których dołączone były plakaty, piny i ogółem szacunek na dzielnicy. Albo salwa śmiechu... Do rąk naszych, patrząc z pesepektywy kraju ziemniakami obrastającego, trafił fizycznie jakiś tydzień temu. Było sporo zachwytów, ludzie się bawili, tańczyli, śmiali i słuchali. No właśnie, śmiali... Ale przechodząc już do rzeczy. Jakość dźwięku na tej płycie, nie powala, nie ma co się oszukiwać, ale brzmi dość old-schoolowo. Albo nie było ich stać na sprzęt, albo taki był zamiar, mogło nawet być i jedno, i drugie. Można odnieść wrażenie, że słucha się nagrania z taśmy. Ogółem, efekt końcowy jest taki, że czuć tę jakość, ale ona zupełnie nie przeszkadza w odbieraniu dźwięków jakie się wydobywają z głośników. Ma to swój niepowtarzalny urok. Co do samej muzyki, co otrzymujemy? Przedziwną mieszankę dźwięków symfonicznych i perkusji. Nie ma standardowych gitar. No i do tego wszystkiego wokale, z jednej strony brzydkie i śmierdzące growle, a z drugiej miły i przyjemny śpiew, a to wszystko zapakowane w groteskową, momentami nawet okultystyczną i hipnotyzującą, oprawę. Mieszanka jak po dobrym spożyciu, lubię takie. Przyglądając się bliżej utworom nie da się ukryć, że 3 pierwsze zapadają bardzo w pamięci. Niestety 3 ostatnie nie miały takiego szczęścia, w mojej opinii. Za dobre rzeczy nam zaserwowali na sam start. Na początek mamy "Black Hand", który w moim mniemaniu jest najlepszym utworem na krążku. Growl przemieszany z takimi melodiami, które aż wdzierają się do naszej głowy i chwytliwe fragmenty zwykłego śpiewu, które pełnią funkcję przyśpieszonych fragmentów utworu, całkowicie hipnotyzują, aż człowiek znajduje się w... limbo. Potem jest tytułowy "Spectral Ectasy", który daje radę ciekawymi klawiszami. Stytlistyką jest całkiem podobny do poprzedniego. Za to trzeci, to już historyjka dla pryszczatych nastolatków, o rycerzu, który stracił swoją miłość. No słowem, muzyka dla prawdziwych metalowych wojowników!

  Już odstawiając halucynki i strzykawki na bok, mówiąc całkiem serio. Jest to zespół, który budzi spore kontrowersje. Na pewno jest to jeden z ich największych atutów. Cała ta otoczka, bycie takim z jednej strony nie poważnym, z drugiej wykorzystującym symbolikę oraz to, że nie wiemy o wykonawcach absolutnie nic, dodaje temu wszystkiemu smaku, któremu ciężko się oprzeć. Muzyka jest, jak zauważyłem, hitem wśród ludzi babrających się ciężkimi brzmieniami. I tutaj jest teraz ten problem: jak pokazałem to osobie, która się metalem nie interesuje, to jej podpada całkiem do gustu, a z osobami, które metal lubią jest już trochę trudniej. Jedni powiedzą, że to naciąganie ludzi na tę kontrowersję. Trzeba przyznać, cena tego trochę jest wysoka, ale jej ekskluzywność to wynagradza. Trzeba przyznać, że nie można całe życie siedzieć w jednym i tym samym. Jeżeli ktoś lubi eksperymentować w muzyce, to będzie tym tworem zachwycony, bo wyszło naprawdę super i zróżnicowanie (jak dla mnie najlepszy krążek BMSS), a jeżeli nie gustuje to może się najwyżej pośmiać. Ale o to chyba też na sam koniec chodziło. Cała "magia" siedzi w robieniu szumu, hehe. 


Tracklista:


  1. Black Hand
  2. Spectral Ecstasy
  3. My Love
  4. Fallen Tale
  5. The Oath
  6. Hymn of Pride
Ocena 4.5/5


Do nabycia:
Pewnie jeszcze da się znaleźć na jakiś rodzimych labelach, są tacy co sprowadzili, ale radziłbym się śpieszyć, bo na Infinite Wisdom, to nie ma co już szukać



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad