Pandemonium "Nihilist" - Recenzja



Już za rok stuknie okrągły jubileusz 30 lat istnienia Pandemonium. Ubiegłej zimy, wydali na świat piąty album zatytułowany "Nihilist". Zespół, nie da się ukryć, przeszedł do historii polskiego podziemia i nie tylko dla tego, że najprawdopodobniej liczy więcej lat niż część słuchających, a raczej, że tworzyli konkretną mieszankę black, death i doom metalu. Mało kto mógł się spodziewać, że po latach grupa na nowo wejdzie do studia, lecz mniemania miały moc sprawczą. I tak dzięki Old Temple, które jest wydawcą tego krążka, jak i niedawno box'a z taśmami niemal całej dyskografii zespołu, mogę napisać o Pandemonium na łamach tej strony. Lepiej późno niż wcale. Ergo, czy zespół podołał swojej legendzie?

  Wybrali sprawdzoną recepturę. Ma być brudno, mrocznie, ciężko i podziemnie. Łodzianie nie zamierzali kpić ze swojego dorobku, poszerzając horyzonty i tworząc karykaturę zespołu (co dość często widujemy w przypadku tak starych kapel). Jest tutaj wszystko, co nam obiecano, jednak pomimo tego, że dostajemy odpowiednią i wyważoną kreację, nie jest to najbardziej satysfakcjonujące przeżycie z tym zespołem. To tyle z rozczarowań. Po Pandemonium nie można było się spodziewać niczego innego, jak solidnego albumu i taki właśnie "Nihilist" jest.  Jeśli podobała się komuś poprzednia płyta "Misanthropy", po kilku odsłuchach powinien szybko się tutaj odnaleźć. Jestem  jednak z tego obozu, który najbardziej sobie ceni te najstarsze wydawnictwa jak na przykład "The Ancient Catatonia". Album zaczyna się w sposób wręcz wzmagający w nas pragnienie, gdzie później już w drugim, czy trzecim utworze zaczyna dodawać tempa. Nie powiem, żeby był to jakiś konkretny kopniak, ale nigdy nie był on żadnym znakiem rozpoznawczym Pandemonium. Profesjonalne brzmienie, odpowiednia kompozycja utworów, mocniejszy nacisk na doom (co niekiedy brzmi na prawde genialnie jak w przypadku "Temple of Ghouls", czy fragmenty z blackowym wokalem jak w "The Gate of Bones") - żywy klimat Pandemonium został sukcesywnie zachowany. Dodatkowo, bardzo mroczny i tajemniczy black/death z emelentami orientu, co jest identyfikatorem hordu.  Istotnym jednak elementem, wadą - jak wcześniej wspomniałem - jest to, że pomimo profesjonalizmu jaki zaserwował nam "Nihilist",  jest tu, kolokwialnie mówiąc, nudno. Brzmi fajnie, ale nic poza tym. Genialny początek (pierwsze trzy utwory) został stłamszony na rzecz kolejnych pięciu numerów. Uśpiony monotonicznością człowiek dostaje w mordę dopiero przy fenomenalnym "Przyjdź Królestwo Twoje", aby zaraz potem zdać sobie sprawę, że to koniec płyty.

  Łodzianie są w formie i Pandemonium zachowuje stały poziom, nie ucieka się do żadnych nietrafnych rozwiązań, a wykorzystuje maksymalnie starą i toporną formułę. "Nihilist" porównawczo wypada znacznie lepiej, od zniszczonego w recenzjach "Misanthropy", jednak pierwszych albumów nie dościga. Więcej tu hipnotycznego mroku, niż brudnego ciężaru. Ci co zespół sobie szczególnie cenią, powinni zajrzeć do tego krążka, jak o dziwo jeszcze tego nie zrobili. Z kolei Ci  niezapoznani, albo w Ci, którzy nie mieli okazji przyjrzeć się Pandemonium, to świetny moment by to zmienić, a na Old Temple znajdziecie wszystkie albumy do zakupienia.
Podsumowując, "Nihilist" nie jest kamieniem milowym zespołu, czy też wspaniałym powrotem do łask słuchaczy, ale imienia swojego żadnym bluźnierstwem nie zbrukał. Wyszedł z twarzą.




Tracklista:
  1. Nations of Slaves
  2. Unholy Essence
  3. The Gate of Bones
  4. Temple of Ghouls
  5. Altar of Life
  6. Quantum Funeral
  7. In Lord We Trust
  8. Przyjdź królestwo twoje
  9. The Darkest Valley
Ocena 3.5/5


Do nabycia:
https://www.shop.oldtemple.com/pandemonium-nihilist-p-10.html

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bestiality "Endless Human Void" - Recenzja

Kły "Szczerzenie" - Recenzja

Black Death Production - Wywiad