Rotting Christ "The Heretics" - Recenzja



  Nagrzeszyłem, zmęczyłem i skończyłem. Przerobiłem najnowszą płytę Rotting Christ, żebyście wy nie musieli. Po kilkukrotnym odsłuchu sam czuję się jak ten męczennik z okładki, ale nie uprzedzajmy faktów. Załóżmy, że nie mam zdania o zespole i podchodzę na czysto do albumu. Trzy lata po ukazaniu się albumu zatytułowanego "Rituals" dostaliśmy jego następcę. "The Heretics". Album to ponad 40 minut, jeżeli dorzucić cover z wersji deluxe to prawie 50. No łatwe to nie było. Wydawcą tego stał się Season of Mist. Tak więc lecimy z tym...

  Możliwe, że część z was kojarzy utwory takie jak "Fire God and Fear" czy "The Raven" jako, że były promo. Szczerze, odsłuchałem "The Raven" i do tego, że jestem jeszcze fanatykiem pióra Poe, to utwór mnie nawet kupił. Pomyślałem, nie będzie tak źle. Od siebie mogę dodać jeszcze "Heaven and Hell and Fire" i mamy tak na prawdę wszystko co jest warte odsłuchania z tego albumu. Zaczyna się od "In The Name Of God", nie mylić przypadkiem z tym słynnym utworem z Powerwolf co do niego ludzie husarię wstawili i jest fajnie. Płyta zaczyna się coś na wzór intra, brzmi całkiem fajnie, zapowiada się epicko, perkusja jak trzepie, to lepiej niż babka dywan na osiedlu. Nie zgorzej. Ale no już przechodząc do drugiego utworu, w którym czuć, że autorom musiały się skończyć pomysły i dorzucili damski wokal, bo przecież jest fajnie, tak nowocześnie. Do bólu jest to przewidywalne. Najebane jakiś churków, melodie już wcześniej powtarzane. Mnóstwo recytacji. Może po to, żeby zakryć brak pomysłów na dalszą część albumu. "Hallowed Be Thy Name"to nie, nie jest cover słynnego Iron Maiden, ale brzmi jak cover jednego kawałka z poprzedniego albumu Rotting Christ. I tak jest przez niemal całość płyty, po za tymi wyjątkami co pisałem. No i jeszcze jak jesteś posiadaczem wersji deluxe, nie dla plebsu, wchodzisz w posiadanie bonusowego utworu, dość pokaźnego w długości trwania "The Sons of Hell". Odsłuchałem tylko raz i mi starczy. Miał to być bardzo klimatyczny album. Jednak zapomnieli, że muzyka w największym stopniu powinna go tworzyć, a nie wszystko dookoła.


  Nie chcę napisać, że jest to totalnie zły pełniak, bo ma momenty, są te utwóry które wymieniłem i brzmią one na prawdę dobrze. Z plusów też muszę powiedzieć, że od technicznej strony jest bardzo wysoki poziom, ale tutaj było by to coś dziwnego, gdyby było inaczej. Za duża forma nad przekazem, albo po prostu już brak chęci do nagrania czegokolwiek. Wiele riffów, czy melodii jest bazowanych na poprzednich dokonaniach zespołu. Jest to monotonne, po prostu. Polecam sobie przesłuchać singiel "The Raven", klimat jak i brzmienie jest to w takiej poetyckiej konwencji, co jak najbardziej pasuje. Jak ktoś jest fanem to i tak kupi, albo zapewne już ma, kto nigdy nim nie był, ta płyta go raczej nie przekona.

Tracklista:


  1. In the Name of God
  2. Vetry zlye (Ветры злые)
  3. Heaven and Hell and Fire
  4. Hallowed Be Thy Name
  5. Dies Irae
  6. I Believe (Πιστεύω)
  7. Fire, God and Fear
  8. The Voice of the Universe
  9. The New Messiah
  10. The Raven
  11. The Sons of Hell, Pt. 1 (deluxe)
  12. The Sons of Hell, Pt. 2 (deluxe)
Ocena 2.0/5

Odsłuch:
https://rottingchrist.bandcamp.com/album/the-heretics
Do nabycia:
https://shop.season-of-mist.com/list/rotting-christ-the-heretics

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bestiality "Endless Human Void" - Recenzja

Kły "Szczerzenie" - Recenzja

Black Death Production - Wywiad