Dalkhu "Lamentation and Ardent Fire" - Recenzja



  Najnowsza, trzecia już, płyta słoweńskiej grupy Dalkhu zatytułowana "Lamentation and Ardent Fire", następca całkiem przyjemnego albumu "Descend... into Nothingness". Może poprzednik nie był wybitny, ale klimat jaki miał oddawać, został uzyskany. Wiele osób mogło zespołu nie kojarzyć, aż do teraz, gdy Godz ov War zajął się dystrybucją tego albumu. Czy tegoroczny krążek jest godnym następcą i kontynuacją obranej przez grupę ścieżki?

  Spodziewacie się jakiegoś pięknego, melodyjnego atmo blacku? Tego raczej nie znajdziecie w stajni Grega. Płyta miesza ze sobą zimny i agresywny black metal z domieszką deathu, tworząc z tego spójną i klimatyczną całość. Dostajemy siedem utworów, które są skonstruowane na tyle przebiegle i przemyślanie, że każdy kawałek, trwający po parę minut tworzy jeden tematycznie i muzycznie spójny twór. Dostajemy ostre jak brzytwa i zajadliwe gitary, które naprzemiennie w zależności od momentu, przechodzą na wolniejsze brzmienia. Tak samo jest z perkusją, raz dostajemy blasty, a raz zwalnia tempo i pozwala wejść w melancholię. Nie jest to mieszanka, która gra raz tak, a raz tak. Przemyślane jest w taki sposób, że wchodzi, jak czarna żubrówka bez popitki. Pozwala nam wejść na agresywne i mizantropijne tory jak w "Gaps of Existence", czy też pozwolić sobie na odrobinęmelancholii, przenosząc się na jeziora do Słowenii, jak w przypadku drugiej połowy "I Am". Wszystko tutaj gra jak to sobie autorzy zaplanowali. Przeważa ta black metalowa strona, która momentami przypomina stare dzieje Satyriconu, czy również bierze wzorce z Dissection lub momentami nawet z Watain. Za to, ta bardziej deathowa strona jest dużo mniej zaznaczona, ale występuje. W formie bliższej dzisiejszym melo deathom jak ja to zawsze mówię. Album nie jest jakiś dewastujący nasze bębenki uszne, ani nie wprowadza w jakiś stan ekstatyczny. Jest to przyjemne spędzanie tych ponad 40 minut solidnego i nastrojowego grania.

  Czuć i słychać, że jest to muzyka wzięta prosto z Bałkan. Klimat, którym wieją produkcje tych krajów jest dość rozpoznawalny w szczególności w blacku. I tutaj jest nie inaczej. Jako, że Słoweński zespół, to i taki nastrój wprowadza, przenosząc nas nad jeziora i tamtejsze wzniesienia. Czujemy się, jakbyśmy wieczorem siedzieli przy ognisku wraz z czymś zimnym w łapie, ale mając tylko płytę włączoną i nie skupiając się na niczym. Solidne przemieszanie atmosfery z ekstremą.

Tracklista:
  1. Profanity Galore
  2. I Am
  3. Rime
  4. A Race Without Hope
  5. Gaps of Existence
  6. The Dead Sleep with Their Eyes Open
  7. Night
Ocena 4.0/5


Do nabycia:
http://godzovwar.com/shop/pl/wydawnictwa-godz-ov-war/1925-dalkhu-lamentation-and-ardent-fire.html

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bestiality "Endless Human Void" - Recenzja

Kły "Szczerzenie" - Recenzja

Black Death Production - Wywiad