Empheris "The Return of Derelict Gods" - Recenzja
Zespół z całkiem pokaźną historią, sporoą ilością splitów, ale za to niewielką pełnych albumów, powraca na łamy i przynosi tym razem pełnowymiarowy materiał po ponad dzięsięciu latach! W końcu żadne splity, żadne taśmy, żadne pierdolenie, a wreście pełny, 40 minutowy krążek wydany przez Old Temple. Okładka w stylu Empheris, za to wydanie w stylu Old Temple, czyli złota płyta, numerowane CD, po staremu, poziom nadal wysoki. No i żadne digi kurwa. Tak lubię.
Co tym razem ten black thrashowy zespół nam zgotował? No i tutaj byłem nie mało zaskoczony. Okej, pierdolnięcia się spodziewałem, kłamać nie będę, tym bardziej po singlu, który odsłuchałem jeszcze przed premierą. Jednak nie chciałem popadać w zachwyty, więc wsytrzymałem się do czasu dostania w swoje łapska pełnego materiału. Jakież było moje zaskoczenie, po odsłuchaniu całości. Jeżeli tak się właśnie oni starzeją, wydajac album po dekadzie, to mi się to jak najabardziej podoba, mogli zdziadzieć trochę wcześniej. Akurat tutaj duży dla mnie plus jest za sprawą Adriana, gdyż wokal jak dla mnie poprawił się należycie. To już nie jest black/thrash połączony z jakimiś elementami speed metalu i innego wycia do księżyca. Tylko jest zdecydowanie większa dawka blacku niż zazwyczaj. Wystarczy odsłuchać sobie choćby "Torn by Aeons" i jasnym będzie o czym mówię. Muzycznie dalej jest szybko i agresywnie, ale zdecydowanie bardziej blackowo, niż thrashowo. A co nawet zasługuje na uwagę, to dostajemy naleciałości gatunków pochodnych old schoolowemu death metalowi. Nie jest to bezsensowna klepanina, utwory są ze sobą całkiem spójne i raz dostajemy cios jak "In the Name of the Unholy Spirit" albo utwór, który trochę bardziej tonuje całość, nie całkowicie zwalniajać tępa, a dając poznać nowy kierunek, którym poszedł zespół jak "Palladium in Fire". Ma to również swoje drobne wady, jak na przykład za duża melodyka momentami, jak i przejadłe lub nudne partie, jednak większy problem ma z tym druga część płyty. Do połowy jest kopanie po jajach, później już wszystko powoli zwalnia, aż do samego końca. Co pwooduje mniejszą pamiętliwość pierwszej części, bo wolniejsze utwory mogą czasem znudzić. Wciąż jednak jest to muzyka, która powinna kopać i lać po mordzie. Wspominałem o wokalach. Te właśnie są zdecydowanie cięższe niż na poprzednich płytach. I jest to główny także powód, dla którego "The Return of Derelict Gods" wybiło Empheris na nowy poziom w mojej opinii. Nie ma wpływów speed metalowych, czy heavy. Po prostu black. Fajnie także wiedzieć, że zespół swojej miłości do Lovcrafta nie opuścił i motyw przewodni jest taki sam jak przez te wszystkie lata działalności. Szczególnie wpadł mi w banię moment z powtarzanym "I’ag Cthul..." w utworze "The Black".
Zawszę Empheris lubiłem. Momentami bardziej, a momentami trochę mniej. Jednak kierunek w jakim idzie dalsza ich działalność i oby tylko tak dalej, mi na prawdę odpowiada. Jakby jeszcze wprowadzić wiecej motywów death metalowych i pozbyć się utworów w stylu "Necromantic", które niby pasują na zakończenie krążka, ale nijak się nie mają do tego jak on się zaczął, jeżeli chodzi o sam brzmienie. Za mało mi się wydawało konsekwencji w całej kompozycji, albo po prostu ja już wymagam od nich perwersyjnego wpierdolu, żadnych innych wynalazków. Chodź na tę chwilę moim zdaniem najlepsza ich płyta w dorobku. Z niecierpliwością czekam aż usłyszę nową płytę na żywo. Byle byście nie ominęli Wrocławia do chuja!
Tracklista:
- The Beginning
- Rot No More
- Testimony of Frozen Soul
- Black Mirror
- Torn by Aeons
- In the Name of the Unholy Spirit
- Palladium in Fire
- The Black
- Eternal Flame Is Burning
- Necromantic
Ocena 4.0/5
Do nabycia:
https://www.shop.oldtemple.com/empheris-the-return-of-derelict-gods-p-1765.html
Komentarze
Prześlij komentarz