Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja



  Chwilę zajęło pozbieranie się po tym, co miało miejsce tego dnia. Minusem było na pewno to, że to nie ani weekend, ani jego początek. Kto mógł, ten się zapił i późno poszedł spać, ale takich osób było bardzo mało. Mówiąc już o samej imprezie. Poszedłem z mocno dobrym nastawieniem, nie będę kłamał, Embrional bardzo lubię od ich pierwszej płyty, Witchmaster to wiadomo. Na Brudnego się nie nastawiałem, może to i lepiej? Ale o tym dalej. Jako, że prawowity mieszkaniec Breslau, więc w pociągi się nie pierdoliłem, godzinę przed do klubu i wio.

  Pierwsze zejście do klubu to było po prostu rzucenie się na merch. Dosłownie każdy chciał tę koszulkę Brudnego, więc chciałem i ja. Wszystko było trochę przetrzebione, rozmiarów brakowało, ale nie ma co się dziwić, jak było tyle koncertów, a Wrocław pod sam koniec. Słyszałem, że nawet jakieś naszywki z papajem były, a mi nie było dane nawet zobaczyć. Piwa trochę poskąpiłem, bo nie dość, że ceny jak za jakieś uberchmielone himmlery, to nie ma też wolnego następnego dnia. Tak więc, uraczyłem się dwoma browarkami.



  W trakcie zakupów, do uszu zgromadzonych, dotarła modlitwa papaja. Wszyscy już wiedzieli, co to oznacza. Nadejście Brudnego Skurwiela! Szczerze powiedziawszy, jak słuchałem na jutubie to mi średnio zespół wchodził. Trzeba jednak przyznać, że na żywo... to już inna rozmowa. Dziwnie to zabrzmi, ale ten zespół, to idealny support. W gościach jest tyle energii i szczerej zabawy muzyką. Podchodzą do tego z jajem i chyba inaczej bym sobie ich nie potrafił teraz wyobrazić. Nie byłem w stanie posłuchać całości, był początek imprezy, więc czas na rozmowy, alkohol, ale ilekroć podchodziłem pod scenę, jak najbardziej dawali radę. Zespół zdecydowanie do oglądania na żywo.



  Po przerwie czekał zespół, na który mocno czekałem, co było dość nieoczywiste, bo 3/4 osób przyszło tam głównie na Witchmastera. Atmosfera automatycznie spoważniała, a klimat się ochłodził. Słyszałem, że dla wielu osób występ był nudny, ja jednak odczułem odpowiedni ciężar całego klimatu. Muzyka przeniesiona z płyt na scenę uderzała w słuchającego ze zdwojoną siłą. Jak tylko wszedł otwierający utwór z "The Devil Inside" - "Evil's Mucus" wraz z intrem, po prostu mnie tam pozamiatało. Przez cały czas trwania występu stałem jak zahipnotyzowany, wyłapując każdy dźwięk. Większość narzekała na to, że najsłabszy występ wieczoru, że nudny. Muszę jedną kwestię potwierdzić, kawałki z najnowszego krążka na żywca porywały zdecydowanie najmniej.

  No i na koniec występ, na jaki wszyscy czekali. Tak jak obiecali, równo o godzinie 21.37, bez zbędnych opóźnień, ale za to z długą przerwą, wkroczyła ekipa Witchmastera. Każdy kto był, bez wątpienia wie, jak bardzo ten zespół pozamiatał! Scenicznie wypadają fenomenalnie, a wokalista przemawia na swój sposób z charyzmą. To, co robił na scenie tylko potęgowało opętańczy klimat. Łatwo się domyślić, że po chwili występu, pojawiły się osoby, które w istocie opętał diabeł. Stojąc blisko sceny można było nieźle oberwać. Słyszałem, że pewne miasta nie miały tyle szczęścia i dość sztywno to wyglądało. Jednak jak widać, Wrocław jest nadal w formie! Po zakończeniu kazali zespołowi wracać na scenę, a oni powrócili w standardowej dla siebie formie. Wokalista zwrócił się do publiczności: "To dla was Wrocław!" pokazując faki i wykrzykując tytuł utworu: "Fuck Off and Die".

  Jedyne, na co mógłbym narzekać tego dnia... no, może znalazłyby się dwie rzeczy.  Po pierwsze to, że był w tygodniu, a po drugie, piwo było za drogie. Kto nie był, stracił sporo. Tym razem bez żadnych wymówek, gdzie oni nie grali na tej trasie? Niektóre zespoły mają krótszą trasę po Europie, niż oni po Polsce. Jak się nie było, jest czego żałować.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Black Death Production - Wywiad