Varmia "W ciele nie" - Recenzja



  Przystąpić do tej recki, to jak przejść tytułowe wcielenie. Musiałem zupełnie zmienić nastawienie po tym, co usłyszałem w debiucie. Olsztyńska Varmia nie zamierzała spocząć na laurach. Wydany album "Z mar twych" w 2017 roku okazał się być całkiem mocną pozycją i nie trzeba było długo czekać na kolejnego długograja. 20 kwietnia 2018 roku ukazał się album z następną grą słowną w tytule "W ciele nie", tym razem za sprawą Pagan Records.

  Tytuł jest tutaj dość trafny, gdyż zespół zmienił tory grania.Od porównań do debiutu postaram się jak najszybciej uciec, ale nadmienić, no kurwa, muszę. W "Z mar twych" było sporo blacku, ale nie takiego typowo, surowo północnego. Ot taki pagan, który się solidnie przyjął i w mojej ocenie słuchało się przyjemnie. W szczególności zapadł mi w pamięć kawałek "Gorej". Nawiązywał klimatem i tekstami do kultury i historii warmi. Czuć było wiochę. We "W ciele nie" również spodziewałem się poczuć tę wiochę. Jak się okazało, na próżno szukać jej tutaj. Nie mówiąc, że w ogóle, w końcu skądś ma nazwę folk black metal. Najnowsza płyta zyskała sporo pazura i chłodu. Jak wcześniej na wokalu słyszeliśmy ryki, tak tutaj jest on jeszcze bardziej drapieżny, a w połączeniu z polskimi tekstami daje jeszcze lepszy efekt. Takie moje zdanie było po odsłuchaniu premierowego kawałka "Biesowisko". Zapaliłem się na ten album jak kościół w Norwegii. Potem rozpocząłem już pełny odsłuch zaczynając od "TAWE" przechodząc po raz kolejny do "Biesowisko", żeby potem się zawieść. Portale pieją z zachwytów na widok tego krążka, a ja niestety nie. Jak dla mnie dwa, może trzy kawałki tutaj robią naprawdę robotę. Zaczynają ostrym konkretem, żeby potem zacząć zwyczajnie nudzić. Paradoksalnie dzieje się tutaj całkiem sporo. Prócz typowo blackowego łojenia, które tutaj jest faktycznie wyczuwalne, mamy sporo zwolnień, akustyków, skrzypek, innych ludowych instrumentów czy ogniskowego chóru. Co więcej, trzeba nadmienić, że tak jak w przypadku poprzednika, aby temu wszystkiemu nadać więcej swojskiego klimatu, całość została nagrana "na setkę", a zmiksowana w jakiejś starej szopie. Trzeba przyznać, że efekt końcowy i tak wyszedł solidnie. Tekstami i klimatem również wędrujemy przez gęstą warmińską głuszę, lecz tym razem nie o zachodzie słońca, a po zmierzchu. I ile bym tutaj rzeczy nie chwalił, tak niestety końcowo muszę stwierdzić, że mnie ten album nużył. Całość jest na wysokim poziomie, utwory są ciekawie skomponowane, ma kilka utworów, do których będę z dziką rozkoszą wracał, jednak całościowo jest to dla mnie nieprzyjemna podróż przez krzaki z zamkniętymi oczami. Długie to, zagmatwane, czasem za bardzo dłużące się.

  Możliwe, że nie dla mnie są stworzone takie folkowe klimaty. "W ciele nie" dostaje naprawdę wysokie noty i widać, że ludziom się takie coś podoba, kłócić się z tym nie będę. Jeżeli lubisz pagan blacki, zagrane w lesie i zmiksowane w starej szopie, to będziesz zachwycony. Jeżeli w ogóle takich klimatów nie trawisz, to lepiej omiń. Choć, ze względu na większą agresywność niektórych fragmentów i utworów przekonała nie jednego zatwardziałego blackowca. W mojej opinii album jest solidny, jednak za mało pazurów ma ten wilk jak na całe 50 minut muzyki.

Tracklista:


  1. TAWE
  2. Biesowisko
  3. Pokarvis
  4. Stygma Ziemi
  5. Ni ya
  6. Czeremcha
  7. Nów się rodzi
  8. Skvarc
  9. Bez pożegnania
Ocena 3.5/5


Do nabycia:
https://pagan-records.com/pl/p/VARMIA-W-ciele-nie-CD/10395

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad