Bestiality "Endless Human Void" - Recenzja
Nie mogłem przejść obojętnie obok jednego z ciekawszych, choć nie najstarszych, bandów black thrashowych. Ostatnio zrobiła się spora moda na ten podgatunek. Jesteśmy zalewani niskiej jakości nagraniami bez polotu i dla dzieci. Za to Bestiality już od swojej EPki i koncertów wywołało nie mały zachwyt. Informację o debiucie "Endless Human Void" dostaliśmy po pięciu latach istnienia. Będzie promowany na ich koncercie. Szkoda, że pożegnalnym. Płytę wydali własnym stumpem, dlatego ze zdobyciem trzeba się śpieszyć. Większość zdążyła pójść na koncercie. Sam gig był charytatywny. Mieli zagrać, posprzedawać płytę, oddać pieniądze i zejść ze sceny. Jak było na samym gigu powiedzieć nie mogę, do Warszawy nie było mi po drodze. Słyszałem tylko, że najprawdopodobniej zagrali wszystko, co nagrali, więc było, co tracić. Na szczęście z gośćmi miałem już do czynienia przy okazji "Stuck in Bestial Vision" i Breslauer Thrash Fest 2017, więc mogę się czasem do tego odnieść. Na płycie znalazło się 12 kawałków bezwzględnej sieki i równe 40 minut muzyki nagranej na przysłowiową setkę w Golgotha Studio.
Bestiality to taki tytuł, który kojarzy się z miechęm rozrzucanym na prawo i lewo. Wcześniej usłyszeliśmy solidną black/thrashową siekę. Nigdy nie skategoryzowali się jakoś konkretnie, lecz można było bez zbytecznego pierdolenia stwierdzić, co grają. Odpaliłem pierwszy kawałek, zaczynający się od kilku uderzeń w gary i wkomponowany w granie, kojarzone z najlepszych momentów istnienia kapeli. Utwór nazwany, cóż, "Bestiality" daje solidną dawkę black/thrashu jaki oczekiwałem i zachęca, aby sięgnąć po więcej. Szybkie riffy, nie starające się być przyjemne i melodyjne. Skrzekliwy wokal, który się w to wszystko idealnie wkomponowuje. Taką mieszankę tego, co najlepsze mamy do szóstego kawałka, który jest coverem Imperatora "Święta wojna". Jest to jeden z dwóch utworów na płycie, który wykorzystuje polskie teksty. O nim ciężko powiedzieć cokolwiek więcej, niż to, że pasuje do całości. Kolejny "Bestial Force of Destruction", również podtrzymywał rzucanie mięsem, ale momentami miałem wrażenie, że mam do czynienia nadal z coverem. Coś mi w tym kawałku nie grało. Dalej już za to robi się dziwnie. Jak wspominałem, gatunek jaki grają ciężko jest określić, ale mówiąc na to black/thrash nie da się skłamać. "Forever in Leather" czasem dawało mi wrażenie, że jest to jakiś black thrash/speed metal. Riffy zrobiły się dużo bardziej spokojne, momentami z lekką melodią, a wokalami przypominały dokonania niektórych albumów Empheris, za którymi niekoniecznie przepadam. W kolejnym "Cult of War" ta maślanka jest trochę mniejsza, jednak nadal kontynuowana. W "Hell for the Brave" to nawet sporo elementów heavy się znajdzie. No miks kompletny, a rzeźnia nie satysfakcjonująca. Taka dziwaczna mieszanka już jest do samego końca albumu. Choć muszę przyznać, ostatni utwór "Oprawca" nieźle wchodzi i jest tym zapowiadanym drugim po polsku.
Oczekiwałem dostać jeszcze więcej dobrego, co było w "Stuck in Bestial Vision", a dostałem niemal to samo, dłuższe i trochę bardziej maślane. Album sam w sobie nie jest zły i ma sporo łojenia jakiego wszyscy chcieliśmy. Jednak gdzieś tak od połowy coś się pierdoli i idzie w bardzo udziwnionym kierunku. Nie jest to złe granie, bo wciąż twierdzę, że Bestiality się bardzo wysoko plusuje w tym gatunku na naszej scenie i zeszło z niej z niezłym przytupem. Płytę jak ktoś chce brać, to powinien się śpieszyć, pewnie coraz mniej tego już wszędzie. W tym momencie kiedy to piszę, jeszcze można znaleźć CD na Godz ov War Productions czy Putrid Cult albo po prostu napisać do zespołu.
Tracklista:
- Bestiality
- Divine Hostile
- Endless Human Void
- Wasteland Slayers
- White Devil's Spell
- Święta wojna (Imperator cover)
- Bestial Force of Destruction
- Forever in Leather
- Cult of War
- Hell for the Brave
- Witchslaughter II
- Oprawca
Ocena 3.5/5
Do nabycia:
bestiality.official@gmail.com
Komentarze
Prześlij komentarz