Moloch Letalis, Cień, Hate Them All, Ur - 5 lat CSM 22.09.2018r., Wrocław - Relacja
Ciemna Strona Miasta to klub, który sobie szczególnie cenię. Nie jest on duży, ma klimat, nie zgorsze trunki i blisko do Żabki czy nawet kościoła, hehe. Kto chodzi na koncerty do klubów, gdzie znajduje się od 30 do 60 osób, ten wie, co w tym takiego fajnego. Jak tylko pojawiła się informacja na Facebooku, że odbędzie się rocznica tego przybytku i to jeszcze w takim stylu, i za taką cenę (kto się pośpieszył przed gigiem, kosztowało go zaledwie 20 zł), to stawić się musiałem. Tymi bluźniercami, co mieli zagrać tego dnia byli w kolejności: UR, Hate Them All, Cień i na koniec Moloch Letalis. Nie ma co mówić, skład był mocny, ale nie obyło się bez pewnych wątpliwości. Na tych, którzy nie chcieli wrócić z pustymi rękoma czekał kram z Old Temple, standardowo wypełniony taką ilością płyt, że i tak nie dało się wypatrzeć wszystkiego, co by się chciało, i FUKK Commando na wejściu.
Impreza miała mieć start o 20, ale jak to powszechnie wiadomo, trzeba było zjawić się wcześniej, rozeznać w terenie, klepnąć koszulki póki są rozmiary i zakurzyć czy popiwkować jeszcze pod klubem. Nie można przecież świętować urodzin bez alkoholu, hehe. Planowo UR miał grać jakoś 20:30 i muszę przyznać, że, cholera, jak nigdy wszystko zaczęło się punktualnie. Po UR na scenie nie wiedziałem czego się spodziewać i nie nastawiałem się na nic. Miłym zaskoczeniem było dla mnie to, że na początek zagrali "The Tongue of Fire". "Hail Death" bardzo przypadło mi do gustu i dobrze mi się do tej EPki wracało za każdym razem, a muszę powiedzieć, że na scenie wypadło równie dobrze i chyba wszyscy mogą się ze mną zgodzić. Tłoku pod sceną nie było, za małe ilości alkoholu, a ludzie wyglądali trochę jak banda szwędaczy, ale to już problem, z którym boryka się większość zespołów otwierających. Za to problem z jakim się spotkałem odnośnie samego występu, to kawałki z "Black Vortex". Nie będę tutaj owijał, że tej płyty nigdy na półce nie postawiłem, jak i nie za wiele razy odsłuchałem. Przekombinowane i na dłuższą metę nudne. Tak oceniałem ich pełniaka, a szkoda, bo po "Hail Death" był duży potencjał. Myślałem, że może występ zmieni trochę moje zdanie i się przekonam do płyty, ale tak się nie stało. Kiedy były odgrywane takie utwory jak "The Last Feast" to raczej czekałem na kolejne z EPki. I taka właśnie to była ruletka. Jak pod koniec zagrali "Let The Darkness Come" z dość pamiętliwym refrenem, to znów fajnie. Ale taka jest moja opinia. Wiele osób było zadowolonych z występu, część dopiero co się z hordem zapoznała i polubiła. Super, goście dali radę i mają pomysł na siebię. Liczę jednak po cichu, że w przyszłości znów nie przekombinują.
Chwila odsapki po tamtym, moment na piwo, fajka, mercha. W trakcie tej przerwy mieliśmy krótkie przypomnienie o tym, że jesteśmy na urodzinach ("Sto lat! CSM" i toast). Jak jeszcze dają alkohol za darmo, to to na pewno był dobry gig. Chwilę potem próby zespołu i wejście gości w kominiarach na scenę. No, po tych wariatach wiedziałem czego się spodziewać, nie mogło być nudno pod sceną. I tutaj, co do samego występu, tego, co się działo pod sceną i setlisty nie mam aboslutnie żadnych zarzutów. Zaczęło się od klasyki, czyli "Śmierć", aż potem jechali przez jedne z lepszych kawałków z płyt i demek. W końcu była możliwość zobaczenia na żywo słynnego "Black Metal T.". Kurwa, no musiało być dobrze. Jeszcze w trakcie występu poczęstowali czyściochem. Ludzie za miętcy, brali do piwa, ale ja się pierdolić tego dnia nie zamierzałem i pociągnąłem z gwinta. Wciąż czekam na ten talon na balon, haha. Nie będzie zakoczeniem jak powiem, że Hate Them All to zespół idealny pod koncerty. Jeżeli niektórym nie chce się na coś przychodzić, bo było zobaczone, tak ten hord można oglądać na scenie cały czas.
Przedostatni na scenę wszedł Cień. Albo oni coś szybko zaczęli, albo mi delira wróciła, bo ledwo, co zdążyłem zafajczyć i już grali, ale to nie szkodzi. Ludzie pod sceną już rozgrzani. Chyba nie oczekiwaliście takiego koncertu bez spoconych gości bez koszulek ocierających się o wszystkich? No uwierzcie, że ja, kurwa, też nie. Tutaj natomiast, pod sceną nie zasiedziałem długo. Zobaczyłem ich, chwilę postałem i darowałem sobie. Nie jest to muzyka typowa do ponapierdalania się od kąta w kąt, mimo że już ludzie byli na tyle odpaleni, że się nie obyło. Wziąłem piwko, usiadłem spokojnie w przyciemnionym miejscu i skupiłem się na występie. Tutaj podobnie jak na UR miałem pewne wątpliwości czy sprawdzi się na scenie i czy będzie ostatnia płyta, która nie siadła mi tak dobrze jak poprzednie. I tutaj cholera miłe zaskoczenie. Co prawda trzy pierwsze utwory były z "Fate", więc było po prostu to, co słyszeliśmy na płycie, ale potem znalazły sie naprawdę fajne kawałki z Ecce Homo jak np. "Betonowe Królestwo", czy też coś z jeszcze wcześniejszych ich nagrań jak "Odchodząc". Za to" za cholerę nie mogłem rozgryźć skąd jest utwór "Malum" (gdybym nie podjebał setlisty, pewnie bym się nawet nigdy nie dowiedział o czymś takim, hehe). Przypuszczam, że uraczyli nas przedsmakiem nowej płyty. Doceniam. Cień, usłyszany, zobaczony, w warunkach takich, w jakich chciałem.
I na scenę, po niekrótkim uzupełnieniu baku do końca, pojawili się Moloch Letalis. Tutaj nie muszę mówić, że zagrali już pierwszy utwór (zarazem otwierający ostatnią płytę "Wielka Egzekucja") i już zaczął się młyn. No, przynajmniej jak ktoś stał pod sceną, haha. Nie było tutaj nic ponad, ani niczego nie brakowało. Sam początek wydał mi się w pewnym momencie, że zagrają po prostu całą płytę, bo drugi był "Sztorm", ale się to szybko zmieniło i dostaliśmy nawet starsze kawałki takie jak "Piekielna Kurwa". Również bez scenicznych hitów się nie obyło i musiał być "Zatańczysz ze mną kurwa w piekle?", hehe. Tutaj nawet nie wiem za bardzo, co powiedzieć. Są w formie i podkręcili trochę ciśnienie na sam koniec. Stary, dobry Moloch Letalis.
Co dobre zawsze się w końcu kończy. Nadszedł czas, co by jeszcze karniaczki walnąć, ze znajomymi się pożegnać, napić się aryjskiego z Erykiem z Old Temple i zwijać z tej imprezy. Jeżeli o mnie chodzi, CSM mogłoby co roku robić takie urodziny, jestem za. Organizacja, sam klub, zespoły, jak i towarzystwo nie zawodziło i na pewno jest, co wspominać. Jeśli miałbym być szczery to był to jeden z lepszych gigów na jakich byłem w tym roku. Może też z powodu sentymentu do klubu jak i tej kameralności całej imprezy, o której wspominałem. Na pewno jest, co żałować, jeżeli ktoś nie był. I jak widzicie wydarzenie w tym miejscu, a do Wrocławia Wam po drodze, nie zastanawiajcie się długo.
Komentarze
Prześlij komentarz