Demilich/Spectral Voice, D.K. Luksus Wrocław 12.09.18r. - Relacja
Trasa Demilich nie obyła się bez echa. Sporo osób było podjaranych faktem, że do Polski zajedzie ta słynna, podziemna fińska legenda.Trasa zapowiedziana, a do starych deathowców dołączył się Spectral Voice. Band, który ostatnio bardzo zyskuje na popularności. Cena zaporowa nie była, a sam gig odbył się w klubie, w moim mieście, więc nie można było się nie wybrać. Moja przygoda z tym wydarzeniem raczej nikogo nie obchodzi, więc skupię się jedynie na tym, co najlepsze. Opowiem, co na imprezie wyszło, co nie i jak zespoły dają sobie radę.
Klub D.K. Luksus we Wrocławiu nie jest może najmniejszym klubem w mieście, ale wiedząc jaka jest scena i ile osób zgłosiło się na wydarzenie, zaczynałem martwić się o możliwość wejścia do sali. Trzeba było sobie to jedno piwo darować i wybrać się do klubu wcześniej. Jeszcze Demilich miałby kompilację, a potem szybko zostałaby wyprzedana. I co wtedy? Akurat we Wrocławiu, z doświadczenia wiem, że merchu schodzi sporo. Na wejściu konfrontacja z kolegą z Jebanie Kommando, no i trzeba czekać dalej. Upłynęło dobre pół godziny zanim można było łapy na tym merchu położyć. Jak już się udało, to łapczywie się wszyscy rzucili. Ku mojemu (i nie tylko mojemu) zawodowi kompilacji nie było. Demilich jedynie nas poczęstował kasetą Nespithe, no i całkiem zacnymi koszulkami. Jeszcze szybka rundka dookoła stoisk, gdzie ledwo dało się przejść, zobaczyć co u Spectral Voice, a było sporo i naszego rodzimego Godz ov War Productions, jak i FUKK. Następnie kolejne czekanie aż się cokolwiek zacznie.
Jako, że zespoły dwa, a headlinerem jest Demilich, oczywistym było, że Spectral Voice zagra jako pierwszy. Na sali zrobiło się dosyć ciemno, na scenie sztampowe świeczniki i czterech amerykańskich zakapiorów. Jak to po death doom można było się spodziewać, testowali nagłośnienie dając tak, że podłoga dudniła. Nie żartuję, nagłośnienie tak dawało w czachę, że aż mi się po występie zaczęło kręcić w głowie. Tutaj nie mam żadnych zarzutów. Zespół prezentuje się na płytach świetnie i na występie było podobnie. Mnóstwo wolnych fragmentów powodujących trzęsienie podłogi i trochę tych szybkich, które poskutkowały tym, że będąc blisko sceny wpadłem w mosh obrywając niemało. Niczego nie żałuję. Występ zbliżał się ku końcowi, zostały ostatnie utwory. Światło padło na scenę i zespół krzyknął poprawną polszczyzną "Zgaście kurwa światło!". Chwilę się wszyscy podarli, światła i świeczniki pogaszone. Po ciemku zrobił się młyn. Trzeba przyznać, że utwory z pełniaka wyszły im bardzo dobrze, jedyne co, to te krzyki perkusisty były na tyle stłumione, że czasem mogły umknąć uwadze. Nie twierdzę, że to był najważniejszy aspekt ich występu, ale no.
Trochę tłoku, Spectral zeszli ze sceny. Kolejna przerwa potrafiła się trochę ciągnąć (jak tłum czekający, aż goście wrócą do stoisk). Po tej chwili nadszedł czas na Demilich, tę słynną gwiazdę wieczoru, którą chcieli wszyscy zobaczyć. Oczywiście trzeba było się wepchać do przodu, bo najwięcej się tam dzieje, a cholera, mamy do czynienia z oldschoolowym death metalem, a nie kurwa jakimś barachłem do siedzenia na dupie i słuchania z fajką wodną. Niestety nie obyło się bez standardowego przepychania się jakiś dziadów borowych z piwem pod scenę, żeby była większa szansa na jego rozlanie w nieokreślonym kierunku. Występ się zaczął bez pierdolenia. Na pierwszy rzut wydawało się, że zespół trzyma formę. Jest nieźle. Utwór się skończył i Antti zaczął gadać do tłumu. Akurat intergracja zespołu z widownią była całkiem fajna. Pogadali, pośmiali się, żartowali, było jak najbardziej spoko. No, może pomijając fakt, że cały czas namawiał do kupowania merchu i przypominał jakie to fajne koszulki mają na stoisku. Co do samej gry i następnych utworów, zrozumiałem, co zaczęło tu nie grać. Wokal był na tyle beznadziejnie ściszony, że ledwo co szło go rozumieć. Nie twierdzę, że miałem zaraz wszystkie słowa rozumieć, mam na myśli, że gdzieś topniał za gitarami i perkusją. Ogółem momentami odbiór był taki, jakby zespół się nie zgrywał do końca i brzmiało to po prostu słabo. Szybkie partie to szybkie partie i dały frajdę tym, którzy stali pod sceną. Koledze wymachującemu flagą Finlandii i temu, co krzyczał "Stara Finlandia lepsza!", Demilich wyszedł ogółem słabo. Na pewno biedniej w porównaniu do Spectral Voice, gdzie bawiłem się cały czas dobrze. Ale nie było, że zagrali aż tak beznadziejnie. Kwałki z Nespithe i demówa wypadły nieźle. Na przykład taki "Raped Emblamed..." czy "The Echo". Jednak nieporównywalnie lepiej jest posłuchać albumu. Trzeba przyznać, że są to już dziadki, kupę lat temu zrobili "Nespithe" i już nie ta forma, co była kiedyś. Po występie jeszcze trochę ludzie pomarudzili, żeby coś jeszcze zagrali. Doczekaliśmy się jeszcze jednego numeru i już można było się zwijać. Sam gig by długo nie trwał, gdyby nie fakt, że mnóstwo czekania szczególnie przed samymi występami.
Ale co było zobaczone się nie odzobaczy. Niestety, ale akustyka klubu nie była przystosowana do tego co prezentowali Demilich, a za to bardzo sprzyjała Spectral Voice. Fińska legenda usłyszana, nie ma czego żałować. Klimat był dobry, towarzystwo jeszcze lepsze. Na braki fantów po gigu nie można było narzekać. Dla tych, co żałują, że nie mieli okazji zobaczyć, to Antti wspominał, że jeszcze kiedyś przejechałby się po Polsce. Pożyjemy zobaczymy, ale szczerze nie wiem czy bym chciał zobaczyć, jak by nagrali nową płytę.
Komentarze
Prześlij komentarz