Impetuous Ritual [Australia] + Ascended Dead [USA], Wrocław - Relacja
Dawno solidnego gruzu na polach Wrocławia nie było. A przynajmniej takiego, które zezłomowało by mnie dokumentnie, nie tylko warstwą muzyczną, ale i towarzyską. Z solucjami na taką posuchę przychodzi zawszę z pomocą Black Silesia Productions dostarczając kupę gruzu na nasze ziemie, niczym wracając z wakacji w Rumunii. Bilety jak zawszę drogie nie są, a skład doborowy, bo zawitali do nas death metalowcy ze stanów z grupy Ascended Dead i australiczycy z Impetuous Ritual. Słabo być na pewno nie mogło. Po tej ilości postów z trasy jaka miała miejsce po polsce, bo standardowo istnieje tendencja do tego, żeby Wrocław był na końcu, chciałem być jak najwcześniej by się załapać na jakikolwiek merch jaki mógł jeszcze zostać.
Tak więc zebrałem się, by być trochę wcześniej, nie żywiłem wielkich nadziei, że znajdę coś specjalnego, jednak wkurwiłem się już na samym starcie. Nie od dziś wiadomo, że co gig to musi być jakaś obsuwa. Nie ma takiej możliwości, żeby coś się zaczęło punktualnie i wrota klubu Liverpool nie otworzyły się, nie przez 15 czy 20 minut od planowanego terminu bramek, a otworzyły się dopiero kiedy zespół miał wejść na scenę. Ciągle chodziło mi po głowie, no może pójdę do baru obok, piwko sobie pierdolnę, ale chuj wie kiedy oni otworzą, więc ścisnąłem poślady i czekałem. Dla całej reszty moich znajomych to nawet na plus, bo chyba tylko ja byłem na tyle pojebany, żeby tak wcześnie przyłazić.
Ale koniec tego marudzenia, w końcu nadszedł czas wejścia, szybko zapoatrzyć się w piwko, przywitać na Old Temple, wszystkie mniej lub bardziej zbędne rzeczy, w końcu przejść na merch. Do występów jeszcze chwilę czasu zostało, jak obsuwa była to już po całości. Można było przejrzeć. Tych mistycznych płytek po 20 zł się nie doszukałem, jakoś mnie to nie dziwi, za to były takie w normalnych niedostępnych dla polskiego sknery cenach. Z koszulek wszystko poprzebierane, żadnych moich rozmiarów, co ciekawsze wzory poschodziły dawno. Typowy gig na trasie przez Wrocław.
Jak już tak tyle narzekam, to może teraz powiem coś fajnego, bo dla muzyki tam byłem, reszta trafiła się sama po drodze. Nie ukrywam, że przyszedłem głównie dla Ascended Dead. Na ten występ najbardziej czekałem i on był pierwszy. Weszli na scenę mniej lub bardziej ujebani panowie, jedzi z większą drudzy z mniejszą ilością ćwieków na sobie i rozpoczęli od "Arcane Malevolence" z płyty pod tym samym tytułem. Nie było pierdolenia. Weszli i zaczęli rozkładać klub na czynniki pierwsze. Ludzie do klubu zajebało tyle ile się nie często zdarza w tej wrocławskiej piwnicy. Sroga dawka death metalu. Ni mniej ni więcej, a klub ma dobre predyspozycje do takiej nawałnicy chaosu lejącej się z głośników. Nie zawiedli. Choć przyznam, albo to jest tylko moje wrażenie, że grali straszliwie długo. Mogła to już mi się jakaś delira wkraść, bo zabawa nie tylko pod sceną, a i przy barze trwała w najlepsze. Na takie koncerty najczęściej się zbierały najlepsze ekipy.
Jak poprzedni zespół znam całkiem dobrze, tak australijczycy nie wiedziałem czym mnie zaskoczą. Czy będzie dużo gruzu, czy trochę mniej. Impetuous Ritual to na płytach mieszanka black z death metalem niż czysty death z drobnymi elementami doomu. Co się działo na scenie, akurat nie da się opisać słowami, ani żadne nagrania nie przybliżą tego choć w drobnym stopniu. To był totalny chaos. Już pomijam wygląd panów, którzy wyglądali niczym wyjęci z jakiejś wioski jak z niesławnego albumu Sepultury, ale jaką nawałnicą dźwięków uderzyli to jest nie do opisania. Chaos, trzaski i iskry leciały przez każda minutę trwania tego. A trwało trzeba przyznać. Utwory przeważnie mają dłuższe od poprzedniego zespołu, a wcale też nie mało grali. Choć jak już wspominałem wcześniej, wted to juz poczucie czasu mi się zmieniło z liczenia minut na liczenie kolejek.
To co już działo się po koncercie było formalnością. To, że muzyka dobiegła końca, nie znaczy, że cała ta impreza. Pomimo mojego marudzenia na początku, jak miałbym żałować takiej tony gruzu i tego całego brudnego towarzystwa. Jest to trasa, której nie da się nie żałować. Nawet jak znów traficie na te zespoły, albo pójdziecie do innego kraju, możecie nie przeżyć tego, co w tym naszym
doborowym chlewie się działo. Zbyt długą przerwę od gigów miałem, sezon ogórkowy niestety trwa nadal, ale takie wydarzenia zawszę są mile widziane.
Komentarze
Prześlij komentarz