Hereza "Death Metal Drunks" - Recenzja
Kto skrupulatnie śledzi tego bloga ten wie, że bałkańska myśl muzyczna często mi siada. Nie inaczej było w przypadku chorwackiej grupy Hereza. Poprzedni album posiadam i zdarza mi się wrócić. Ma on w sobie wszystko czego po takim zespole oczekiwać mogłem. I mieszanka gatunków, odpowiedni wokal w dla nich rodzimym języku, plus ta nieprzemijająca jebana skoczność. Dożyliśmy tego dnia, gdzie powstał następca "I Become Death". Wydana również u tego samego, naszego rodzimego dostawcy gruzu - Godz ov War Productions. Jednak jeśli mam być szczery, jak zobaczyłem okładę i tytuł "Death Metal Drunks" to pomyślałem, że to będzie długie pół godziny.
Długie na pewno nie może być, bo płyta trwa nawet nie całe pół godziny. Jest dużo utworów, ale dużo szybkich utworów. Takie strzały, które lecą raz po razie. Sama otoczka, nie powiem, żeby mi się podobała, ale nie moja płyta nie moja sprawa, zajmę się zawartością. Po poprzedniku oczekiwałem czegoś podobnego. Taki black/death w południowym wykonaniu. No tak to miało kurwa być. Ale zaskoczenie, tak właśnie nie jest. Pewnie na jakiś encyklopediach metallum znajdziecie, że to jest death metal. Ja bym powiedział, że jakaś odmiana death'n roll. Sporo tutaj tego i jakby ktoś chciał zobaczyć, jakby brzmiał Motorhead w wersji deathowej to ma tutaj dokładnie przedstawiony. Co do woksów, to się nie przyczepię. One właśnie się najmniej zmieniły, a jednak pasowały tutaj, pausją tutaj także. Jest spoko. Co do całej reszty, to już jest duża ilość blastów. d-beatów, i takiego wręcz powiem punkowego podejścia do tematu. na ogół jest podejście bardzo oczywiste i nie zmieniające sie przez większość płyty. Ma byś skocznie, pijacko i metalowo. Tak po prostu. Może jednym wyjątkiem jest tutaj utwór "Necrobitch, Cowgirl from the Morgue", który jest dość ciekawym eksperymentem. I już nawet nie chodzi o sam początek z intrem, który robiony na akustyku, brzmi jak jakiś wstęp do country. A o samo brzmienie całego kawałku, różniącego się zdecydowanie od całej reszty kawałków. Jest mocno, ale to mocno heavy metalowo z wokalem niezmiennie deathowym i paroma melodyjnymi motywami z przeplatanym akustykiem.
Kim ja jestem, żeby oceniać. Ale skoro już jestem tym chujem, co ocenia cudzą pracę, nie może być w tym wypadku innaczej. Jeżeli miałbym patrzeć na siebie, to jednak bym wrócił do poprzednika, który siadał mi o kilka tonów lepiej. Ciężko mi w ogóle połączyć sobie takie dźwięki jakie się tutaj znajdują z wytwórnią, która je wypluła. Jednak ostatnimi czasy, każdy chce mieć jakieś skoczne i pijackie gówno w swojej stajni. Na pewno trzeba przyznać jedno. Jeżeli Hereza miała by wystartować z trasą, to leci tutaj hit za hitem i tak na prawdę to by rozruszali nie jeden klub. Pod to "Death Metal Drunks" nadaje się idealnie. Płytowo, trochę nie na to liczyłem, jednak zwolenników bez wątpienia znajdzie. Bez wątpienia trzeba to oddać, że do picia, ta muzyka nadaje idealnie, a replay można włączać całą noc, bo przelatuje szybciej niż pół litra na dwóch.
Tracklista:
- Back from the Grave
- Genocid
- Kopam oƒi, reºem jezik, prste, nos i uti
- Death Metal Drunks
- Rak n'Roll
- Dullahan
- Do kosti bez milosti
- Beneath the Wheels of Death
- Necrobitch, Cowgirl from the Morgue
- Stupid Spoiled Whore
- Monstrum
Ocena 3.0/5
Do nabycia:
http://godzovwar.com/shop/pl/glowna/2132-hereza-death-metal-drunks.html
Komentarze
Prześlij komentarz