UNBORN SUFFER "Nihilist" - Recenzja



   Ta recenzja była jedynie kwestią czasu... Ikoniczna wręcz kapela Bydgoskiej sceny brutal deathu/ grindcore'u, wydała 2 lata temu potężny materiał. "Nihilist" jest kwintesencją ich dotychczasowego grania. Nie jest szalenie odkrywcze (jak na gatunek przystało), ale na swoim podwórku robi niezłą siekę. Sam jakiś czas temu miałem okazję supportować chłopaków i mogę bez wyrzutów sumienia stwierdzić, że na żywo nie wypadają ani trochę gorzej! Ale do płyty...

   Jeżeli lubicie jak w waszej zupie blastowej pływają soczyste cowbelle... Jeżeli miast jednostajnego BRIIII, wolicie mieszankę Krakowską pig squeli, screamów, i wymionego już BRIIII... To odsyłam Was do sklepu Selfmadegod na małe zakupki. Płyta już od początku daje nam znać, że mamy do czynienia ze starym, dobrym unborn suffer. Riffy nasuwające na myśl Lividity, występują tu często i gęsto. Mamy tu również mnóstwo świnko-grindowych zwolnień, którym towarzyszą skoczne jebnięcia w werbel (jak w przypadku Dance Like They Want). Jeśli chodzi o tematykę utworów, to nazwa albumu mówi sama za siebie... Vanitas Vanitatum Et Omnia Vanitas! Life Is A Lie, Existence Dies, Obscurity, czy tytułowe Nihilist (wraz z ciekawym pytaniem poruszonym pod koniec wałka). Oprócz tego znajdzie się i miejsce na, hehe, humorek.
I to całe 25 sekund w utworze Grind Untill I Die.
  Chociaż starałem się jak mogłem, to nie dałem rady doszukać się wad... A chciałem, bo nie można być cały czas takim miłym. Dlatego album uważam, ża udany i oceniam wysoko!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad