Venenum _ Slaegt _ Impure Declaration- 13 X/ Szczecin - K4 - Relacja
Wywiało mnie aż do Szczecina. Nie ukrywam, że nie było to planowane, ale cała tamtejsza elita się zleciała, że nie można było odmówić. W mieście byłem pierwszy raz, ale na wycieczki krajoznawcze nie było czasu. Klub był zaraz obok dworca, więc czasu starczyło na ogarnięcie jedynie piwa po piątkę i najbliższego monopola. Już na starcie były ciekawe przygody, które były absolutnie niezwiązane z samym wydarzeniem. Każdy kto był, słyszał o takim jednym Rosjaninie, który podjechał do nas rowerem, a jak to Polak z Ruskim, skończyło się na tym, że większość osób z klubu skutecznie wygoniło natrętnego pana. Zaraz po tym zjawiła się niebieska ekipa sprzątająca. Całości nie będę opowiadał, ale kto był, ten wie, że się głównie o tym mówiło, haha. Ale zmierzając do tego, co najważniejsze, trzeba było wejść do klubu.
Przyznam, że opóźnienie było nie małe, ale jakoś niespecjalnie też mi się śpieszyło. Ekipa była również doborowa, nie było na co narzekać. Na pierwszy ogień pójść mieli poznańscy bluźniercy z Impure Declaration. Ich EPkę oceniłem całkiem pozytywnie. Jak więc wyszło na żywo? Czy będę jedyny, który powie, że tego wieczoru był to najlepszy występ? Dudniło, jak to na doom prawdziwy przystało. Niestety za wiele do zagrania nie mieli, więc zagrali to, co mogli. Niektórzy mogli powiedzieć, że płyta była dość nudna, tak tutaj ma pewno nie było zawodu. Łojenie było solidne. Jako że repertuar nie był zbyt szeroki, to na koniec zagrali utwór, po którym większości się japa cieszyła. Był to cover Beherit "Gate of Nanna". Mimo że pierwszy, to dla mnie występ wieczoru. Warto też wspomnieć, że na występie, za garami, stała Shitala, pierwszy raz widziałem ją na żywo i muszę przyznać, że ta kobieta ma w sobie ten ogień, który perkusista powinien mieć.
Następny miał zagrać Slaegt. Na płytach całkiem mi siadali, mają ciekawy pomysł na muzykę, a to z poprzednich płyt kupuję. Najnowsza, "The Wheel" nie porwała mnie jednak wystarczająco, abym chciał do tego wracać i rzucać się na merch. Byłem jednym z niewielu, co ich stoisko ominął. Jak zatem wypdali na żywo? Jeżeli chodzi o starsze kawałki, bardzo dobrze. Tempo mieli odpowiednie, abym mógł zdążyć dostać po mordzie pod sceną, hehe (mimo że przez cały gig nie działo się tam za wiele). Zaś jeżeli chodzi o nowsze utwory, nie porwało mnie tak, jak i na płycie. No, chłopaki nie wstrzelili się w mój gust, ale co ja się tam chuja znam, ludzie się dobrze bawili, a płyty łykali jak pelikany. I dobrze. Choć ich wygląd na scenie, jakby byli nafetowani jest niezapomniany. Szczególnie nie mogę się pozbyć obrazu zdziwionego basisty. Nie mnie oceniać.
Tutaj już zawiodę trochę samego siebie, bo Szczecin zaczął dawać się mocno we znaki i całego występu Venenum nie widziałem, jedynie kawałek. Mogę przyznać, że to, co widziałem trzymało poziom i zdecydowanie bardziej mi wchodziło niż poprzedni zespół. Ale przez opóźnienia, ludzie zdążyli się na tyle doprawić, że kanapa na sali jak i poza była już nieźle okupowana. Jedni byli myślami już w domu, a drudzy na afterze. Jeżeli chodzi o same doznania muzyczne, opóźnienia jakie zostały spowodowane, nie zadziałały na korzyść. Jednak pomimo tego i faktu, że może nie wszystko mi siadło, wspominam bardzo dobrze wyjazd do Szczecina.
I jeszcze mała dygresja. Odradzam pójście do Szczecin Kebab, choćbyście nie wiem jak byli głodni, unikajcie. Ta nazwa nie może być wiarygodna.
Komentarze
Prześlij komentarz