Gergovia "In Requiem Aeternam" - Recenzja

 


    Wielokrotnie zdarzało mi się powtarzać, że mam pewien sentyment odnośnie blacku pochodzącego z Francji. Gergovia była mi kompletnie nieznana, dopóki nie została bezpośrednio podesłana do sprawdzenia. Wystarczyło, że spojrzałem na tytuł, czy nawet przejrzałem na szybko dyskografię, która jest całkiem pokaźna jak na projekt jednoosobowy, trzeba przyznać.

    Tak więc bez owijania, zabrałem się za słuchanie, a dopiero potem przeglądanie wszystkiego co mogę na temat znaleźć. Z początku przywitały mnie ambienty, nic szczególnego w intrze, typowe blackowe podejście. Z niecierpliwością czekam na rozwinięcie akcji. W momencie kiedy zaczęły się gitary z perkusja, miałem bardzo niepokojące wrażenie, że gdzieś to już słyszałem. Spojrzałem na okładkę i wątpliwości już nie miałem. Ktoś tu na prawdę musi lubić Dimmu Borgir. Okej, każdy ma jakąś inspirację, nie ma co sądzić po okładce. Mamy bardzo melodyjne sekwencje, melodia dominuje. Nie raz wychodzi to fajnie, solówki są soczyste, a czasem gitara przypomina nowy występ Ich Troje; zabiegi dosyć znane z dzisiejszego nurtu black metalu, choćby właśnie przez taki zespół jak wyżej wymieniony Dimmu. Perkusja to klasycznie automat, jednak to przy szybszych partiach dopiero ujawnia się jej drewniane brzmienie. Za to wokal... Tutaj to miałbym trochę do zarzucenia. Przy początku pierwszego utworu brzmi to naprawdę nieźle. Nie są to skrzekliwe krzyki, tylko taka bardziej szwedzka szkoła, wyraźna i donośna. Ale gdy się rozpędza, wokal się załamuje, krzyki są nierówne, maskowanie nakładaniem się wokalu na siebie. I te partie melodyjno-symfoniczne, w których brzmi to jak jakiś tani wikiński zespół Ensiferum-like. Słabo to wypadło, pomimo potencjału.

    Gdyby był to pierwszy album, powiedziałbym, że jest tutaj trochę do poprawy i z kolejnymi albumami może być tylko ciekawiej. Byle nie obdzierać z pazura tego, co tu faktycznie brzmi dobrze i konkretnie. Jednak to jest już który pełny album? Jedenasty? Nie wydaje mi się, żeby chciał coś zmieniać. Styl ma taki nie inny, do kogoś to trafia i wątpię, żeby zamierzał to zmienić. Za to na pewno nie trafia do mnie.

----------------------------------------------------------

    Many times I’ve been repeating that I’m so sentimental about French black metal. Gergovia was completely unknown to me, until it was directly sent to me in order to review it. I only had to look at the title or check the discography which is quite substantial, considering that this is a one-man project.
 

    Without more ado, I’ve started listening and then looking for some more information. At first, I was greeted with some ambient; nothing special in intro, typical black approach. I looked forward to the development. When the guitars and the drums started playing, I had a disturbing impression that I’ve heard that before. I took a glance at the cover and I had no doubts anymore. Someone is a big fan of Dimmu Borgir. Well, everyone is inspired by someone, never judge a book (or record) by its cover. We have very melodic sequences here, the melody dominates. Sometimes it turns out nice, and sometimes reminds me of a polish pop band, Ich Troje; measures quite known from today's black metal trend, for example used by such a band as the above-mentioned Dimmu. The drums – typically a drum machine, however, it is with the faster parts that its stiff sound reveals. The vocals instead are something to complain about. At the beginning of the first number is sounds really good, to be honest. These are not  only screeching screams, but more like a Swedish school, expressive and resonant piece. But when it speeds up, the vocals break down, screams are uneven, overlapping. And those melodic-symphonic parts…Sound like some cheap viking Ensiferum-like band. It’s just bad, despite its potential.
 

    If it was their first album, there would be only several things to improve, each next album could be much more interesting. However, this is not their first full record. Maybe eleventh? I don’t think anything is going to be improved in the future. Their style might be convincing for certain, but it’s not my cup of tea.

Tracklista:

  1. M'arracher au loin
  2. Décadence et honneur
  3. Oh! Ciel hurlant!
  4. Paria
  5. La lame du bourreau
  6. Fidèle aux sommets
  7. Le flèau des sacrifiés
  8. Requiem Aeternam
  9. Sonne angélus

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad