Tomb Mold/ Ritual Necromancy/ Of Feather and Bone- Wrocław - Relacja


  Czekałem i czekałem, aż się w końcu doczekałem. Chwila, w której zostały zapowiedziane te zespoły we Wrocławiu, byłą tą, w której wiedziałem już od samego początku, że ja tam będę. Takich kapel nie można było przegapić i aż mnie zdziwiło, że własnie całkiem sporo osób przegapiło. Behind the Mountain rec wytoczyło ciężkie działa. Przybyły do klubu D.K. Luksus trzy zespoły zza oceanu. W kolejności: Of Feather and Bone z Ritual Necromancy ze Stanów, jak i coraz lepiej kojarzony Tomb Mold z Kanady.

  Otwarcie bramek do tej death metalowej miazgii miało być o godzinie 19.00, więc sam koncert pewnie mógłby się zacząć 19.30 z półgodzinnymi przerwami, jednak jak to w branży zwykle bywa, nic nie idzie po myśli. Tak więc jeden zespół nie dojechał na czas i była obsuwa, ale na szczęście tylko na pół godziny, dało to chwilę czasu, aby poszwędać się jeszcze po mieście, uzupełnić gdzieś bak i takie tam.

  Jak do klubu można było wejsć, to pierwsze co robi każdy, to przygląda się merchowi. I co muszę przyznać, jak nie raz zagraniczne zespoły daja bardzo nie polskie ceny na koszulki np, tak w tym przypadku, aż żal było nie brać. No może po za CD, już się zdecydowanie bardziej opłacało winyl, cena nie wiele większa. Ale to teraz już nie jest ważne, trasa dawno zakończona, zajmijmy sie tym, jak to faktycznie brzmiało i czy warto te zespoły zobaczyć na żywo przy pierwszej lepszej okazji.


  Występ zaczął sie od Of Feather and Bone, death doomowego kommando, które swoim debiutem narobiło nie mało szumu na scenie. Album posiadam, lubię, wracam, jest to solidny kawał DM. Jednak z płyty zapamiętałem dużo bardziej doomowe podejście do muzyki. Na scenie, już po pierwszych chwilach wybili nam to z głowy i zaserwowali soniczny rozpierdol trwający od początku do końca, bez chwili wytchnienia. Zaserwowali nam najszybsze i najbardziej deathmetalowe kawałki jakie mogli. Nie jebali się w żadne doomy, tylko roznieśli salę dźwiękami tak ciężkimi, że można by ciąc maczetą. W pierwszej chwili, wiedziałem, że to będzie jeden z lepszych koncertów tego roku. Jak nawet wcześniej narzekałem na występy w D.K. Luksus z powodu nagłośnienia, tak tutaj nie miałem żadnych wątpliwości i miałem nadzieję, że uporali się z tym problemem, a cała reszta będzie prezentować się równie świetnie.

  No ale moje nadzieje prysły jak wszedł na scene drugi zespół, Ritual Necromancy. Jak płytowo zespół mi siada, jest bardzo transowy, gęsty niczym smoła, człowiek odpływa i tonie jak w ruchomych piaskach. Tak na scenie cały urok padł. Szczególnie jak wokalista przylazł do mikrofonu bez koszulki i miał co prawda ciekawy, ale strasznie nie pasujący do pierwotnej wizji wokal. Choć narzekać nie mogę w tej kwestii, miało to swój urok, a jak próbował coś powiedzieć to absolutnie nikt go nie rozumiał. Narzekać za to mogę na bass. Tutaj to przegieli pałę niemożliwie. Perkusja gdzieś z tyłu, wokal również, jak się cżłowiek przysłuchał, dało się wyłapać solówki, ale do niczego one nie pasowały, a jak ktoś się nie wsłuchiwał to ich nie zauważył. Techniczny w trakcie występu poszedł zrobić nawet czary mary dla poprawy i spierdolił sprawę jeszcze bardziej, bo wtedy już brzmiało jak przepuszczone przez pralkę. Mogło się to podobać, wyszedł nawet momentami tkai brutal death metal, ale zdecydowanie polecam Ritual Necromancy obadać na nagraniach bo będzie się miało zdecydowanie lepszy odbiór. Niestety jednak to może być ponownie wina klubu.


  I nadszedł czas na mojego faworyta. Dla Tomb Mold pierwotnie tutaj przyszedłem. Dla mnie ich najnowsze nagrania są w ścisłej czołówce płyt death metalowych. Więc kim bym był gdybym przegapił okazję zobaczenia ich na żywo. A jakie było zaskoczenie moje, gdy zobaczyłem ich na scenie. Chyba każdy się zgodzi, że na metalowców to nie wyglądali absolutnie. Jednak to nie jest ważne, bo najistotniejsza była muzyka jaką uda im się wycisnąć z głośników jakie tam mieli. I Tutaj co do tego występu będe miał ponownie zastrzeżenia, choć wolałbym ich nie mieć. Tomb Mold zawszę grał chaotycznie, jednak tutaj zapanował istny chaos. Nie byłem ws tanie wyróżniać utworów jakie były grane. Pierwsze dwa czy trzy były dla mnie enigmą, zlepkiem dźwięków, które momentami przeszkadzały sobie nazwajem i wręcz nie brzmiało to jak death metal, który znaliśmy. Tak było aż do momentu, gdy zagrali intro z najnowszego albumu "Planetary Clairvoyance". Co prawda same intro było przeraźliwie głośne i irytujące, tak jak już sama muzyka się zaczęła, wróciło wszystko ponownie na odpowiednie tory.

  Podsumować bym mógł i za pewne nie jestem jedyny w tej opinii, że nagłośnienie jak zwykle tam nawala i daje coś tylko niewielkiej ilości zespołów, szczególnie czysto death metalowych. Nie wiem, czemu za każdym razem tak to wygląda, jednak na pewno Of Feather and Bone będę wspominał jako rozpierdol najwyższych lotów i jeden z najlepszych występów tego roku. Jak zobaczycie ich kiedykolwiek w swojej okolicy, nawet nie zastanawiajcie się. A tak po za tym, można było sobie fajnie uzupełnić kolekcje we w miarę rozsądnych cenach. Co by nie mówić, na co nie narzekać, aż dziwne, że tak mało osób się zjawiło na takim koncercie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Deicide "Overtures of Blasphemy" - Recenzja

Witchmaster, Embrional, Brüdny Skürwiel - 17 I, Liverpool - Relacja

Black Death Production - Wywiad